Jesienią warszawski klub Pardon, To Tu zamienił się na chwilę w mekkę fanów skandynawskiego free jazzu. Najpierw za sprawą hiper energetycznego, jadącego po bandzie The Thing, a nieco później także dzięki dwudniowej rezydencji kwintetu Atomic. Dużą atrakcją, oprócz dwóch setów prowadzonej przez saksofonistę – Fredrika Ljungkvista – grupy, były sceniczne spotkania polskich muzyków z eki- pą szwedzko-norweską. Takie przystawki, często równie atrakcyjne, co dania główne – są zresztą specjalnością klubokawiarni umiejscowionej w Warszawie na Placu Grzybowskim.
Pierwszego dnia u boku trębacza – Magnus Broo – i kontrabasisty – Ingebrigt Håker Flatena – swoje umiejętności zaprezentowali: perkusista – Paweł Szpura oraz saksofonista – Paweł Postaremczak. Co prawda, nie dane mi było zapoznać się z efektami tej współpracy, ale niewątpliwie była to duża gratka dla fanów jazzowej improwizacji.
Drugiego dnia na scenie Pardon, To Tu działy się jednak niemniej ciekawe rzeczy. Najpierw posłuchaliśmy setu z udziałem perkusisty – Paal Nilssen-Love’a, kontrabasisty – Adama Pultz Melbye’a oraz brytyjskiego reprezentanta warszawskiej sceny, saksofonisty, Raya Dickaty’ego.
Był to niewątpliwie mocny początek wieczoru. I duże zaskoczenie. O ile po norweskim artyście, Paal Nilssen-Love, należy się spodziewać dużej dawki energii i mocy, to pozostali muzycy mniej kojarzą się z punk jazzowym rozpierzchnięciem. Nic bardziej mylnego. Panowie doskonale wyczuli swoje zamiary, prezentując intensywne fire music Szczególnie dobrze wypadła współpraca na linii Nilssen-Love – Dickaty, których dialogi układały się niczym wymiany podań między Iniestą a Messim
Po bardzo ciekawym secie na scenie zobaczyliśmy catów z Atomic, którzy promowali swój najnowszy album There’s A Hole In The Mountain. I rzeczywiście, zaprezentowali lwią cześć świeżego materiału, jednak za bardzo skupili się na odgrywaniu utworów, a za mało na prezentowaniu wachlarza umiejętności. W efekcie najlepiej wypadły momenty niezaplanowanych wymian myśli i pomysłów trawestowa- nych na język muzyki.
Na tle kolegów wyróżniał się norweski pianista – Håvar Wiik. Nieco rozczarował mój faworyt – trębacz, Magnus Broo. Paal Nilssen-Love z kolei utracił pazur, dostosowując się do lidera i jego koncepcji.
Podsumowując, to co miało być daniem głównym, tym razem okazało się być potrawą o mniej atrakcyjnych walorach smakowych. Wieczór w Pardon, To Tu warto jednak zapamiętać ze względu na set, który poprzedził występ atomowego kwintetu ze Skan- dynawii. Nilssen-Love, Pult Melbye i Dickaty wytworzyli znacznie silniejsze pole muzycznego rażenia.
Artykuł pochodzi z JazzPRESS - grudzień 2013, pobierz bezpłatny miesięcznik >>