Recenzja

Trzaska / Mazur / Jørgensen – Jellyspace

Obrazek tytułowy

Muzyczne spotkanie na szczycie. Trzech wybitnych instrumentalistów i trzy nietuzinkowe osobowości. Konglomerat talentu i niczym nieskrępowanej potęgi wyobraźni. Trio, którego ostatnia płyta to jazzowa wyprawa na granicy szaleństwa, wywołująca nieprawdopodobną satysfakcję z obcowania z jej dźwiękami. Sprawcami tego całego zamieszania są muzycy tria Trzaska/Mazur/Jørgensen, a ich muzyczne dziecko to album Jellyspace, będący zapisem koncertu z krakowskiego klubu Alchemia.

Mikołaj Trzaska to saksofonista, który stał się ikoną jazzowej awangardy w Polsce. Współtwórca rewolucyjnego, jak na lata dziewięćdziesiąte, zespołu Miłość. Równolegle rozwijał swój równie oryginalny yassowy projekt Łoskot. Artysta, który odważnie rzucał się w najdziksze i najróżniejsze rejony muzycznego świata. Purnonsensowy duet Masło z Tymonem Tymańskim, będący flirtem z muzyką żydowską Shofar czy współpraca z reżyserem Wojciechem Smarzowskim to tylko przykłady jego artystycznej aktywności.

Basista Rafał Mazur to wytrawny improwizator, garściami czerpiący inspiracje z filozofii Wschodu. Najciekawszym jego projektem pozostaje efemeryczny zespół Ensemble 56 (oklaski za płytę 1st Meeting Towards Sky Flight Of Dragon), śmiało eksplorujący granice muzyki improwizowanej. Trio uzupełnia Peter Ole Jørgensen – perkusista, który od blisko 20 lat bryluje na skandynawskiej scenie muzyki awangardowej.

Już od pierwszych taktów otwierającego cały album The Beginning: From Jellydust To Jellystars panowie nie oszczędzają słuchaczy. Niepokojąca perkusja i pulsujący bas tworzą groove, na tle którego Trzaska maluje wyjątkowo agresywnymi i zadziornymi dźwiękami saksofonu. Improwizacja, genialne osadzenie w rytmie i iście rockowa energia tego utworu tworzą z niego jedną z ciekawszych kompozycji powstałych w 2017 roku.

Początkowy dialog Trzaski i Mazura z The Gravity Assist Maneuvers przepięknie zachowuje proporcje między szaloną improwizacją a mistrzowskim wyczuciem narracji. Bardzo ciekawie wypada również Centre of Meta-Universe (Multiverse), który z pozornego chaosu przeradza się w skomplikowaną strukturę, tylko po to, by później powrócić do rozimprowizowanego szaleństwa. Chwilę wytchnienia (choć nadal bardzo „awangardową”) przynosi ostatni na płycie Return To The Jellyspace. Delikatne oklaski wieńczące cały album to stanowczo zbyt skromna nagroda jak na tak rewelacyjne dzieło.

Jellyspace to bardzo wymagająca płyta. Jednak wgryzienie się w jej nieoczywiste piękno daje słuchaczowi poczucie ogromnej satysfakcji. To szalona muzyka diabła, jakby powiedzieli jej najwścieklejsi przeciwnicy. Dla mnie jednak to przede wszystkim wysublimowane dzieło trójki wspaniałych muzyków, którzy kunszt jazzowej improwizacji wynieśli na absolutne wyżyny.

autor: Jędrzej Janicki

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 10/2018

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO