Recenzja

Silberman Quartet – Asanisimasa

Obrazek tytułowy

Audio Cave, 2019

„Asanisimasa” – to tajemnicze słowo brzmi trochę, jakby je wypowiadał ktoś będącyw stanie wskazującym na spożycie, jednak dla każdego szanującego się miłośnika twórczości Federico Felliniego zbitka ta ma niemal magiczne znaczenie. W filmie to specyficzne zaklęcie wywołuje u Guido Anselmiego (genialna rola Marcello Mastroianniego) szereg jakże dziwnych reminiscencji z dzieciństwa… Absolutnie nie mam zamiaru tym wstępem inicjować kącika filmowego, wbrew pozorom nadal trzymam się mocno linii jazzowej. Wszak Asanisimasa (mniejsza o drobne rozbieżności w zapisie) to tytuł najnowszego dzieła Silberman Quartet.

Silberman na polskiej scenie jazzowej działa już od ładnych paru lat – w różnych konfiguracjach i różnych składach (spoiwem i liderem projektu jest perkusista Łukasz Stworzewicz, to jego pseudonim artystyczny dał nazwę zespołowi). Płytę Asanisimasa nagrała grupka znajomych, którzy mieli już przyjemność wcześniej ze sobą współpracować. Bardzo ciekawym pomysłem, który siłą rzeczy wymusza pewne rozwiązania aranżacyjne, jest obecność w składzie zespołu dwojga klawiszowców. Dorota Zaziąbło oraz Mateusz Gawęda (do tej pory nie mogę wyjść z podziwu dla płyt jego autorskiego tria – Overnight Tales oraz Falstart) grają nie tylko na fortepianach, lecz również na syntezatorach, których dość szerokie wykorzystanie uznać można za jedną z cech charakterystycznych płyty Asanisimasa. Obok wspomnianego już perkusisty Łukasza Stworzewicza skład zespołu uzupełnia kontrabasista Jakub Mielcarek.

Muzyka tworzona przez Silberman Quartet jest mroczna i niepokojąca, a jej struktury idealnie wpisują się w klimat nocnej samotnej kontemplacji świata i życia (no, a na pewno płyt jazzowych). Już tytułowy utwór, oparty na początkowych kilku prostych akordach, buduje nastrój rodem z klasycznych filmów grozy. Zgodnie ze sprawdzoną maksymą później napięcie tylko rośnie (cóż, od filmowych tropów chyba jednak nie ucieknę). Znakomicie brzmi również Tamburello, zwłaszcza w środkowej części, w której na tle hipnotycznego podkładu sekcji rytmicznej sama partia fortepianu brzmi nieco bardziej mainstreamowo. To znakomite przełamanie raczej awangardowego charakteru całej płyty.

Jako niepoprawnego miłośnika zespołu Pink Floyd szczerze zaintrygował mnie również trzeci utwór na płycie (kompozycja bez tytułu, nieznanego twórcy), który w początkowych fragmentach przypomina nieco genialne Welcome To The Machine z płyty Wish You Were Here. Absolutną perłą jest jednak utwór szósty, będący aranżacją fragmentu koncertu na skrzypce i orkiestrę kompozytorki Sofii Gubajduliny. Utwór ten dalece wykracza poza bezsensowne rozróżnienia i granice budowane między muzyką jazzową i klasyczną. To potęga dźwięku w najczystszej postaci, mroczna i przyprawiająca o dreszcz niepokoju nawet najbardziej muzycznie „nieczułych”. To naprawdę przepiękna impresja, naznaczona wciągającym i nieco dekadenckim sznytem…

Zanurzenie się w świat tworzony przez Silberman Quartet wymaga odwagi i chwilowego chociaż porzucenia świata rzeczywistego. Asanisimasa gwarantuje doznania, które dotychczas nie były kojarzone z muzyką jazzową. A przecież mrok, melancholia i tajemnica mogą być również źródłem głębokiej satysfakcji.


Tekst ukazał się w mgazynie JazzPRESS 6/2019

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO