Recenzja

Bill Frisell - Music IS

Obrazek tytułowy

W roku 2000 ukazał się solowy album Billa Frisella Ghost Town. Po osiemnastu latach gitarzysta, lekko modyfikując zastosowane podczas poprzedniej sesji nagraniowej instrumentarium, prezentuje Music IS. Nieco inny jest także dobór repertuaru. Do dziesięciu własnych kompozycji znanych z wcześniejszych płyt Frisell dołożył pięć nowości (Change In The Air, Thankful, What Do You Want, Miss You oraz Go Happy Lucky), tworząc godzinny, przekrojowy, muzyczny autoportret.

Warto przy tej okazji wspomnieć, że nietrudno byłoby wypełnić premierami cały album, bowiem artysta komponuje niemal codziennie. Co natomiast pojawiło się spośród Frisellowskich klasyków? Do solowych wykonań zaadaptował gitarzysta chociażby tytułowe nagrania ze swoich dwóch pierwszych albumów In Line oraz Rambler (ten drugi utwór, nagrywany później między innymi z Charliem Hadenem, na Music IS zagrany jest w dwóch różnych wersjach), reminiscencje z prac dla kina i teatru w postaci Kentucky Derby, wspomnienia współpracy z Paulem Bleyem (Monica Jane) czy Jimem Keltnerem (The Pioneers), wyjątki z albumu Blues Dream (Ron Carter oraz otwierające płytę Pretty Stars i kończące ją Made To Shine, w pierwowzorze będące jednym utworem – Pretty Stars Were Made To Shine).

Przy pracy nad albumem postawił Frisell na spontaniczność. Przygotowania rozpoczął od tygodniowej rezydencji w nowojorskim The Stone. Sesja nagraniowa, która nastąpiła tuż po serii solowych koncertów, była ich naturalną kontynuacją i pozwoliła na wyklucie się zawartości płyty. Gitary elektryczne i akustyczne, gitarę basową, ukulele oraz spory zasób elektroniki zabrał ze sobą Bill Frisell na czterodniową wizytę w portlandzkim studiu Flora Recording and Playback.

Już od pierwszych dźwięków Music IS można łatwo rozpoznać brzmienie tak charakterystyczne dla tego gitarzysty. Styl, w którym miesza się jazz, blues, folk, country, awangarda. Znajdzie się nawet krótka próbka ostrej, naprawdę ostrej, rockowej gitary w zaledwie jednominutowym Think About It. Ciekawostką jest, że utwór ten nagrał Frisell, wkładając wzmacniacz gitarowy do środka pianina. Bardzo szczególnego, bowiem należącego niegdyś do Keitha Moona.

Frisell gra, czasem używając tylko jednego instrumentu, niekiedy miksuje ścieżki, zapętla je, tworząc bardziej skomplikowane faktury. Nieodmiennie jednak zawsze znajdujemy w nich ducha jego twórczości. Cały Bill, cały on.

autor: Krzysztof Komorek

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 05/2018

Najnowszy album Billa Frisella Music IS jest pierwszą od kilku lat jego solową płytą. Frisell odpowiedzialny jest za wszystkie zapisane na tej płycie dźwięki, zagrane na przeróżnych gitarach, ukulele, basie i często mocno zmodyfikowane elektronicznie, choć w większości w taki sposób, że ciągle łatwo skojarzyć pojawiające się barwy z brzmieniem gitary.

Music IS nie jest albumem eksperymentalnym brzmieniowo. Nie jest to płyta wypełniona elektroniką. Oczywiście potrzebne było użycie przeróżnych urządzeń elektronicznych, żeby jeden muzyk mógł zagrać wszystkie dźwięki. Album jest jednak propozycją kameralną, zbiorem muzycznych impresji, skomponowanych pewnie w większości już w czasie nagrania w studiu przez samego Billa Frisella. Artysta wraca też do tytułowego utworu z jednej z pierwszych płyt nagranych dla ECM Rambler z 1984 roku i kilku innych kompozycji znanych z jego wcześniejszych płyt, które w solowym wykonaniu uzyskują nowe, ciekawe brzmienie. Użyte efekty elektroniczne stają się przedłużeniem brzmienia gitary Billa Frisella, jego naturalnym rozwinięciem.

Kilka ostatnich płyt Billa Frisella wydanych przez Okeh – wytwórnię, z którą artysta współpracuje od kilku lat – skupiało się na eksplorowaniu katalogu amerykańskich klasyków. Tym razem Frisell postanowił stworzyć album najbardziej solowy z możliwych i nie tylko zagrał sam wszystkie dźwięki, ale też uprzednio wszystko wymyślił. W efekcie powstała bardzo osobista płyta, muzyczna wizytówka wielkiego artysty. Często w strzępkach melodii można odnaleźć skrawki znanych przebojów. W muzyce jednak wszystko już było i coraz częściej mam złudzenie, że już to kiedyś słyszałem.

Pewnie każdy odnajdzie na krążku inne źródła inspiracji. Ja nie mogę pozbyć się echa Shenandoah, słuchając Made To Shine. Podobnie jest z The Pioneers, w którym słychać inspirację Blowin’ In The Wind. To kompozycja, która po raz pierwszy pojawiła się na jednej z moich ulubionych płyt Billa Frisella – Good Dog, Happy Man, nagranej w 1999 roku w towarzystwie Grega Leisza, Wayne’a Horvitza, Viktora Kraussa i Jima Keltnera. Thankful też coś mi przypomina, ale na razie nie potrafię ze swojej pamięci wydobyć potencjalnego źródła inspiracji. Być może to zupełny przypadek. Każdy ze słuchaczy usłyszy pewnie jeszcze inne znane sobie melodie. To zupełnie nie oznacza jakiejkolwiek wtórności czy próby oskarżenia Billa Frisella o plagiat. To jedynie ciekawa muzyczna łamigłówka.

Całkiem niedawno naszą płytą tygodnia w RadioJAZZ.FM był wyśmienity album Small Town nagrany przez duet Bill Frisella i Thomasa Morgana dla ECM. Frisell nie rozstał się z tą wytwórnią, nagrał niej dużą część swojej dyskografii. Album Music IS pasowałby do jej katalogu. Zawiłości kontraktów z wydawcami nie mają jednak żadnego znaczenia dla jakości muzyki. Music IS to niezwykle osobista, wizjonerska i pełna ciekawostek płyta. Chciałbym ją w jakiś sposób wyróżnić, jednak Bill Frisell nie nagrywa płyt słabszych, w związku z tym jest tylko i aż równie genialna, jak wiele jego poprzednich nagrań.

Całkiem często słychać głosy, że Bill Frisell już dawno nie jest gitarzystą jazzowym. Niektórzy uważają wręcz, że nigdy nim nie był. Polemika w zasadzie nie ma sensu. Z pewnością Bill Frisell zawsze był i nadal pozostaje muzykiem innowacyjnym, poszukującym nowych brzmień i twórczo wykorzystującym możliwości nowoczesnych technologii nagraniowych. Z pewnością również korzysta z bogatej amerykańskiej tradycji muzycznej. Dyskusja na temat definicji gatunków może być zajmująca i z pewnością dla wielu jest ciekawa. Ja jednak wolę w tym samym czasie posłuchać dobrej muzyki, a najnowszy album Billa Frisella to muzyka doskonała, niezależnie od tego, na której półce w sklepie z płytami ją znajdziecie.

autor: Rafał Garszczyński

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 05/2018

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO