Ten album to coś więcej niż czterdzieści cztery minuty muzyki. Doskonałej muzyki – dodajmy. Owym „czymś więcej” są tu: oddźwięki, sfera nawiązań i odpomnień; jednym słowem – rozmowa. Odkąd przyglądam się kulturze w jej wydaniu popularnym niepokoi, a nawet przeraża mnie tkwiące w niej upodobanie do samotnictwa. Do jego rozsiewania, zarażania nim, a nawet do swoistego kultu samotności – zmieniającego się w końcu w szarość, smutek, a nawet w śmierć.
Zbyt ważne są to rzeczy, z rejestru strachów Tomasza Beksińskiego, by ich tu nie przypomnieć. „Spójrz na to mieszkanie – parafrazując jedną z jego kwestii – możesz mieć to wszystko: ogromną płytotekę, najlepszy sprzęt, całą kupę urządzeń… Ale jak zabraknie prądu, to po cholerę to wszystko? Takim prądem, energią ludzkiego życia jest miłość. Jeżeli jej nie masz – po co żyć”?
a chwilę zatem, niczym muzyka OME, przywołuję ducha, i – prawem metody spirytystycznej – użyczam mu swojego wcielenia. Wychodzę z domu i co widzę? Cmentarz popkultury, uszminkowaną różowo śmierć. Chaos targowiska i krzykliwe banery reklam wyjących o wydarzeniach w mniemaniu ich propagatorów „kulturalnych”. Odwracam się i pytam: czy ktoś z was wyniósł coś istotnego z owych „wydarzeń”, promocji, spotkań, koncertów i spektakli? Coś dla swojego życia, co – choć na moment – uczyniłoby je głębszym, bardziej istotnym?
Jedynym głosem jest cisza – ona mi odpowiada, ona poddaje ton myślom.
Masowa produkcja i kultura, podobnie jak wiara religijna i polityka – są odrębne i nieprzystawalne. Na sklepowych półkach, a potem w prywatnych płytotekach, mnożą się wydawnictwa przesłuchane może raz – i to nie do końca jeszcze. Dlaczego nie sięgasz po nie powtórnie, były przecież takim „wydarzeniem”? Tak rosną cmentarze i – paradoksalnie – to kolejne i szczególne (względem chociażby „In Memoriam” Abraxasu, czy „Fin de siecle” Closterkellera) przypomnienie Człowieka Grobów jest kontrą zadaną ich inwazji.
To wyjątkowa rozmowa, intymny list i – zarazem – przesłanie dla wielu. Rytm obłąkańczej niemal zabawy i skupiennego wyciszenia. Rozmowa między dwojgiem, oraz dialog światów:
„Ciemna noc
Ty znikasz w niej
Robisz to przecież nie pierwszy raz
Miejsce to strach
Czy to Twój dom
Wpuść mnie proszę już (…)
Do ucha szepczesz, że
Mam zostać z tobą tu
Łóżko rozpada się…
Kim jesteś powiedz mi?
Otwórz te drzwi, już!!!
Otwórz te drzwi”
- jak brzmi wygłos jednego z najważniejszych dla mnie utworów z tej płyty, istotnego jej przesłania i esencji nastroju.
„Tomek Beksiński” jest też – co niemniej ważne i wyraźnie dostrzegalne – upomnieniem. Cień Nosferatu po raz kolejny fascynuje, ale i przestrzega; tym razem… także ludzi radia. Radia martwego i „sformatowanego” (cóż to znaczy dokładnie?). Przy mikrofonie potrzeba bowiem wielkiego kunsztu i wrażliwości, by tej nader łatwej w odbiorze – choć niezwykłej – płyty nie przytłoczyć codziennością; by uczynić ją słyszalną i zwrócić słuchaczom to, do czego przyzwyczaił ich Tomasz – wymiar duszy, który – na długo zapomniany – teraz powrócił. I nastąpi wkrótce.
Szymon Gołąb