Recenzja

String Connection - 2012

Obrazek tytułowy

Recenzja - opublikowana w JazzPRESS - marzec 2012 Autor: Robert Ratajczak

Na początku lat 90. rozeszły się drogi muzyków tworzących formację String Connection w jej różnych wcieleniach. Chociaż w połowie tej dekady dochodziło do okazjonalnych koncertów w przeróżnych składach, zespołu jako taki nie funkcjonował – nie koncertował i nie nagrywał płyt. Również po nowym albumie nagranym z okazji 30-lecia założenia formacji nie powinniśmy się spodziewać – poza, równie okazjonalnymi, występami z okazji wydania tej płyty – jakiegoś swoistego wielkiego powrotu String Connection na scenę jazzową. Każdy z muzyków, którzy wzięli udział w nagraniu krążka 2012, podąża obecnie swoją własną ścieżką, realizując się indywidualnie i budując swą indywidualną markę.

To raczej spotkanie starych przyjaciół po latach, którzy w wolnej chwili postanowili skorzystać z okazji stworzenia wspólnie czegoś, sprawiając tym samym frajdę sobie samym, ale przede wszystkim nam, pamiętającym jak ważnym zjawiskiem był zespół dla polskiej muzyki jazzowej w latach 80.

Tym razem mamy do czynienia z elektrycznym wcieleniem zespołu, a więc z gitarą basową Krzesimira Ścierańskiego, zamiast kontrabasu Zbigniewa Wrombla i elektrycznym piano Janusza Skowrona.

To, co z jednej strony może być zarzutem pod adresem nowego materiału, jednej z najgłośniejszych polskich grup jazzowych ubiegłego wieku, może być też jego zaletą. W międzyczasie bowiem polski jazz przeszedł niejedną metamorfozę, a obecna „nowa kadra” radzi sobie znakomicie. W konfrontacji dokonaniami znakomitych muzyków z młodszych pokoleń nowa propozycja String Connection może być postrzegana jako drętwa i pozostająca nadal w XX wieku. Tak charakterystyczne jazzowe skrzypce, jakie zawsze były domeną brzmienia String Connection, doczekały się w międzyczasie wielu młodych polskich wirtuozów z Adamem Bałdychem na czele. Przybyły nam całe rzesze doskonałych pianistów (Jaskułke, Wyle- żoł, Raminiak i inni) świetnie sprawdzających się w różnych projektach. Również w dziedzinie sekcji rytmicznych czy dętych na polskiej scenie jazzowej dokonało się w ostatnich latach wiele pozytywnych zmian.

A jednak obcując z tą całą nową falą polskiego jazzu, zarówno jeśli chodzi o młode pokolenie instrumentalistów, jak i nowe trendy, jakimi ulegli niektórzy „weterani”, uważam, że nowy album „starego” String Connection jest właśnie, dzięki swego rodzaju archaizmowi stylistycznemu, bardzo ciekawą pozycją fonograficzną dla wszystkich tych, którym być może brakowało dotąd na polskich płytach XXI wieku tego „ducha lat 80.”, jaki popadł w zapomnienie. To nie znaczy, że płyta brzmi tak, jakby nagrano ją przed dwudziestu paroma laty. Nic podobnego! Album brzmi niezwykle nowocześnie, jak na jazz drugiego dziesięciolecia XXI wieku przystało. To raczej estetyka kompozycji i sposób ich interpretacji nawiązuje jednoznacznie do minionych lat. W latach 80. String Connection był swego rodzaju objawieniem, a zarazem jedną z nielicznych formacji potrafiących zatrzeć granice pomiędzy rockiem a jazzem. Zespół pojawiał się niejednokrotnie na wspól- nych koncertach z grupami zaliczanymi wów- czas do nurtu Muzyki Młodej Generacji, zaś reakcje publiczności nie odbiegały często od tych, jakich mogliśmy być świadkami podczas rockowych imprez. Analogicznie, podobnie jak od zespołów rockowych, uważanych za stricte młodzieżowe przed 30-laty, łamiących pewne konwenanse i wytyczających nowe nurty, nie oczekujmy od String Connection, by i dziś była formacją burzącą mury i wydeptującą nowe ścieżki. To muzyka dla słuchaczy, którym estetyka „starego” String Connection jest ciągle bliska i chętnie sięgną po to, co kojarzy się z tą marką. Jednak nie jest to płyta bez wad.

Otwierajacy płytę „Istrian Sideways” brzmi bardzo akademicko i jakby zbyt „czysto”, a solówki zarówno Olejniczaka, jak i Skowrona pozbawione są najzwyklejszej spontaniczności. Ten klasycyzujący niemal swym klimatem utwór przypomina mi brzmieniowo dokonania Classic Jazz Quartet Krzysztofa Przybyłowicza z pogranicza jazzu i tradycyjnej muzyki rozrywkowej.

Jedyna na płycie kompozycja Olejniczaka („El Juguete”) rozczarowuje monotonią potęgowaną przez natrętną wręcz chwilami partię basu, a gdy zaczyna robić się fajnie i nasz doskona- ły saksofonista zaczyna wygrywać wyśmienite parte – utwór się kończy.

Kompletnym nieporozumieniem jest umieszczona na końcu albumu piosenka Jacka Cygana, którą gościnnie wykonała Anna Jurksztowicz. Już po pierwszym przesłuchaniu płyty, stwierdziłem że nie mogę traktować jej inaczej niż swego rodzaju „bonus track” (w dodatku zupełnie nie pasujący do całości i pochodzący „z całkiem innej bajki”). To tyle, a poza tym jest bardzo fajnie!

W kompozycjach pisanych dla String Connec- tion Krzesimir Dębski niejednokrotnie kłaniał się muzyce ludowej, puszczając przy tym przysłowiowe „oczko” w stronę słuchacza. Takim właśnie utworem jest na płycie 2012 kompozycja „Croatia On My Mind” – ze swojskimi pokrzykiwaniami i ukłonem w stronę muzyki bałkańskiej. Prawdziwą ozdobę tego nagrania stanowi jednak niesamowita partia klarnetu basowego ''obsługiwanego'' przez Olejniczaka, który w jednej chwili potrafi przejść z dolnych partii w niemal pisk, oraz pełna improwizowanych dźwięków solówka Skowrona na archaicznie i stylowo brzmiącym Piano Fendera.

Wyśmienity „Das Salzperlspiel” ozdobiony piękną partią Olejniczaka, oparty na funkującej rytmice może kojarzyć się z estetyką smooth jazzową, ale pamiętajmy, że zanim ten termin stał się niemal symbolem złego smaku, swego czasu uchodził w muzyce improwizowanej za dość interesujące zjawisko. To właśnie nagranie jest dowodem na to, że może być fajnie, a nawet tanecznie i można tego jednocześnie wysłuchać z zainteresowaniem i w skupieniu. Świetne partie Skowrona, przygrywający na hammondach (nie tylko na skrzypcach) Dębski... To jeden z najfajniejszych utworów płyty.

Już od samego początku „Obsession” słychać, że jest to kompozycja Krzysztofa Ścierańskiego. Oparty na partiach basowych utwór zbliżony jest w stylistyce do punktu w jakim obecnie znalazł się Muzyk. Gdyby nie wyśmienite improwizacje Olejniczaka, można by ulec złudzeniu, iż słuchamy któregoś z nagrań przewidzianych na nową płytę wyśmienitego projektu basisty: The Colors.

Bardzo etnicznie brzmi „Saranjeet Kaur” wzbo- gacony mantryczną melodeklamacją Anny Jurksztowicz. To również doskonały popis zarówno Olejniczaka, jak Dębskiego i Skowrona. Jest fajny podkład Ścierańskiego i Przybyłowicza, elektroniczne efekty potęgujące egzotykę tematu i... rozkoszny, leniwy klimat mogący sprawić utratę rachuby czasu podczas słuchania.

„Cien kilos de papas” z kolei, dzięki zastosowaniu imitacji brzmienia akordeonu i rytmicz- nemu rytmowi samby, wprowadza na koniec ciekawe urozmaicenie. Tu również słuchamy wyśmienitej solówki fortepianowej i doskonale funkujących partii basu. Tak. To zdecydowanie stare dobre String Connection, mogące być zarówno postrzegane jako nie nadążające za nowymi trendami w jazzie, jak i jako wierne swej niezmiennej estetyce. Czyż nie za to świat od 50 lat kocha The Rolling Stones?

String Connection, 2012 (2011, Polskie Radio SA, format CD)
Istrian Sideways; Croatia On My Mind; El Juguete; Das Salzperlspiel; Obsession; Saranjeet Kaur; Cien kilos de papas; O czym marzą dziewczyny

Muzycy:
Krzesimir Dębski – skrzypce, instrumenty klawiszowe,
Andrzej Olejniczak – saksofony, klarnet,
Janusz Skowron – fortepian,
Krzysztof Ścierański – gitara basowa,
Krzysztof Przybyłowicz – instrumenty perkusyjne,
gościnnie: Anna Jurksztowicz – śpiew

Artykuł pochodzi z JazzPRESS - marzec 2012, pobierz bezpłatny miesięcznik >>

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO