Płyty Recenzja

Tomek Gadecki – Let’s Talk About Shame

Obrazek tytułowy

(Abstract Music To Open Your Mind, 2023)

Między wypuszczeniem w świat debiutanckiego nagrania duetu ZUOM (recenzja w poprzednim numerze JazzPRESSu) a podjęciem kroków wydawniczych w kwestii nowego, nagranego już materiału Olbrzyma i Kurdupla Tomek Gadecki zaprezentował swoje solowe dzieło w postaci długo zapowiadanego albumu Let’s Talk About Shame. To mariaż solowych improwizacji na saksofonach (tenor i baryton) z elektroniką. Połączenie to może wydawać się banalne, ale chciałbym zapewnić, że takiej płyty bardzo w Polsce brakowało.

Let’s Talk About Shame można śmiało traktować jako wzór konwencji „instrument dęty z elektroniką”. Gigantycznym atutem tej płyty jest potraktowanie narzędzi cyfrowych organicznie, jako naturalnej konsekwencji lub kontynuacji dźwięków saksofonów. Oba światy uzupełniają się nawzajem perfekcyjnie. Słychać, że Gadecki traktuje używane przez siebie efekty jako pełnoprawny instrument – i to naprawdę działa. Już pierwszy temat Mr Tokar jest zbudowany na fascynującym kontraście, bo oto rozmarzony, melancholijny motyw urywa się nagle, by po ułamku sekundy pojawić się w wersji nieco przygłuszonej efektami. Całość jakby oddala się, znika w głębinach, aż pozostaje tylko niknące echo. Następnie przechodzimy w rytmiczny puls, którzy ożywia zdeformowane partie tenoru brzmiące od teraz naprzemiennie w stylu oceanicznego potwora i mroźnego, syberyjskiego powiewu. Jest to po prostu przepiękne, niezwykle liryczne, ale nawet pomimo swoich bardziej eksperymentalnych odlotów zdążył nas Gadecki do tego liryzmu przyzwyczaić.

W te trudniejsze rejony odlatujemy w Shame Gdynia 80’. Po szarpiącej się partii barytonu Tomek Gadecki zaczyna ekspresyjnie nucić motyw z utworu Gdynia80 z płyty Hamza (2020) zespołu Lonker See. Oko puszczone do stałych słuchaczy w ten sposób wywołuje niemałą satysfakcję. Potem mamy jeden mocny dźwięk i motyw urywa się. Pojawia się cichy ambient i po kilku chwilach wkraczają Marcin Bożek na preparowanym kontrabasie oraz Michał Markiewicz na altówce. Ci dwaj, bliscy muzyczni przyjaciele saksofonisty, ubarwiają muzykę sączącą się coraz ciszej subtelnymi, industrialnymi zgrzytami.

Jeśli chodzi o gości, to mamy tu też Huberta Zemlera, który za pomocą kotłów pomaga z wietrznego, pełnego oddechu, bardziej sonorystycznego Windy Soul uczynić pierwotny rytuał, do którego dołącza saksofon przetworzony na modłę didgeridoo. Fantastyczny, zwarty performance daje też na werblu w mrocznym Ukraine, brzmiąc jak wojskowy dobosz, który przechadza się zdewastowanymi ulicami miasta, gdy w tle słychać jeszcze odgłosy walk. Genialnie zrealizowany pomysł.

Do niczego nie da się na tej płycie przyczepić. Z miejsca wlatuje do moich ulubionych premier tego roku. Sądzę, że będę do niej wracać wielokrotnie, co zresztą już się dzieje. Takiego Gadeckiego chcemy, takiego Gadeckiego potrzebujemy i mam nadzieję, że to nie jest jego ostatnie słowo w tej konwencji. Mistrzowsko wybalansował swoje naturalne skłonności do romantycznej melancholii z myśleniem eksperymentalnym opartym na budowaniu określonego klimatu w ramach szerszej, pozamuzycznej idei. Poza tym warsztatowo to też jeden z jego najmocniejszych momentów, co słychać doskonale na przykład we wspomnianym Mr Tokar czy też szalenie intensywnym początku Sister’s Monologue. Nie ma mowy, by z Let’s Talk About Shame płynął jakikolwiek wstyd. Zamiast tego pełna duma.

Mateusz Sroczyński

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO