Płyty Recenzja

Szymon Białorucki – Bedroom Jazz

Obrazek tytułowy

Szymon Białorucki, 2021

Sowa, przepis na chłodnik, lutnia, człowiek na drabinie, sakralna figurka. Na kolażu zdobiącym okładkę płyty Szymona Białoruckiego Bedroom Jazz jest w zasadzie wszystko, dokładnie tak jak w warstwie muzycznej tej produkcji. „Każdy utwór to inna historia. Od spokojnych szwajcarskich równin przez hardcorową dyskotekę aż po średniowieczną kaplicę”, barwnie opisuje swoje dzieło autor.

Album z pewnością odbiega od tego, co znane jazzowemu odbiorcy. Wpływ na to ma niecodzienne instrumentarium oraz zróżnicowane zestawienie personalne w poszczególnych utworach. Spoiwem jest oczywiście lider (baryton marszowy, puzon, syntezator, pianino dla dzieci, krowie dzwonki, glockenspiel), którego gra, z wyjątkiem krótkiego Intermedio, jest obecna na przestrzeni całego albumu. Pewną stałą jest też sekcja rytmiczna: Filip Arasimowicz (gitara basowa) i Michał Bryndal (perkusja), towarzysząca mu w większości utworów. Poza nimi personalia zmieniają się jak w kalejdoskopie. Łukasz Belcyr (banjo, gitara lap steel), Tomasz Dąbrowski (trąbka), Ewelina Hajda (marimba), Kasia Lins (wokal), Przemysław Pankiewicz (fortepian), Szymon Wójcik (gitara elektryczna), Piotr Wróbel (tuba) i Olena Yeremenko (nyckelharpa) udzielają się w różnym wymiarze czasowym, ale mają równie istotny wpływ na brzmienie, bowiem autor komponował z myślą o współpracy z tymi konkretnymi artystami.

Tak zróżnicowane środowisko zapewnia albumowi niepowtarzalny charakter, co potęguje jeszcze rejestracja bez wcześniejszych prób – wszystko nagrano podczas trzech spontanicznych sesji. O dziwo, efekt jest spójny i płyty słucha się jak przemyślanej produkcji, a nie składanki oderwanych od siebie pomysłów. Przyznam, że gdy zobaczyłem okładkę, spodziewałem się większego szaleństwa, ale nie taka jest osobowość Białoruckiego. Bedroom Jazz jest drugą autorską pozycją w jego dorobku. Debiutanckie Tunes (nagrane pod szyldem The Forest Tuner) przyniosło mu spore uznanie, a niezwykle ciepły i przyjemny odbiór zapewnił grono entuzjastów. Od tego czasu minęło pięć lat, zmieniły się zainteresowania muzyka, wzbogacił on swój warsztat, nawiązał nowe znajomości, ale wciąż przemawia przez niego równie optymistyczna nuta. Najlepiej zresztą odszukać klip nagrany do utworu Bucolic, by przekonać się, co tak naprawdę gra w jego duszy.

„Pracując nad tą płytą, odbyłem fascynującą podróż” – podsumowuje puzonista. Podobne stwierdzenia odczytujemy często jako banał, ale akurat to zdaje się mieć autentyczną podstawę. Każdy utwór, choć wywołuje podobne odczucia, jest odrębną przestrzenią, kreowaną przez muzyków o różnych zainteresowaniach. Trzeba oddać Białoruckiemu, że świetnie wykorzystał ten potencjał – mimo że centralne miejsce zajmują baryton i puzon, to nie przytłaczają one innych instrumentów i odwrotnie – wielość dźwięków nie zakłóca specyficznego tonu lidera. Do tego czuje się w tej muzyce znakomitą atmosferę towarzyszącą nagraniu. Każdy zdaje się mieć przyporządkowane konkretne zadania, lecz wykonuje je na swój sposób, spontanicznie i autorsko. Na pewno również ta płyta znajduje swoje grono entuzjastów i jestem pewien, że słuchają jej oni nie tylko, jak sugeruje tytuł, w sypialni.

Jakub Krukowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO