Płyty Recenzja

Sonia Johnson – Chrysalis

Obrazek tytułowy

Productions Sonia Johnson, 2019

Prezentacja uniwersalności jazzu i jego szczególnego miejsca wśród różnych stylów muzyki rozrywkowej – tak w największym skrócie można powiedzieć o najnowszej propozycji kanadyjskiej wokalistki Sonii Johnson. Po wielu latach poszukiwań i flirtów z różnymi stylami w wokalistyce, niekoniecznie jazzowej, zebrała ona swoje doświadczenia, przedstawiając słuchaczom skomponowane przez siebie, interesująco zaaranżowane piosenki, dające szanse na indywidualne popisy muzyków. Co ciekawe, tak różnorodny zbiór tworzy też jedną całość, którą można umieścić w kategoriach ciekawy soul, wyrafinowany jazz, a może nawet folk czy też rock.

Ciekawe brzmienie i klimat osiągnięty na krążku to przede wszystkim zasługa i docenianej w swoim kraju eksperymentatorki i wokalistki, i jedenastoosobowego zespołu, w składzie którego, prócz podstawowego zestawu klawisze-bębny-bas, znalazły się instrumenty dęte, takie jak trąbka, flugelhorn, puzon, saksofony i klarnety. To wszystko poparte jest dobrze brzmiącymi chórkami i głosami indywidualnymi wokalistów zaproszonych do nagrania tej płyty. Co ciekawe, na krążku znalazł się nawet, zaśpiewany na początku po francusku, a zakończony po angielsku, utwór z pogranicza piosenki aktorsko-literackiej. Wisienką na torcie tej trochę dziwnej płyty jest utwór instrumentalny Chrysalis-Epilogue, przede wszystkim dający pole do popisu dwóm muzykom zupełnie przyzwoicie sprawdzającym się w takiej roli i odlatującym przy takiej okazji w rejony rocka – perkusiście Maxowi Sansalone i gitarzyście Stephenowi Johnstonowi.

Chrysalis to płyta, która jest przemyślanym zbiorem doświadczeń, trochę prowokującym, bo wymaga pożegnania się z przywiązaniem do jednolitych stylistycznie rozwiązań. Dobrze wiedzieć, że czasem zmierza to w dziwne rejony, jak w utworze Kaladia – Pour Normand, w którym doszukać się można elementów funky zestawionych z klimatem piosenki francuskiej pochodzącej z nowej fali lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku.

Odnoszę wrażenie, że bohaterka tej płyty chciała zaprezentować całą gamę swoich umiejętności. Czy jej się to udało? Każdy może to ocenić inaczej, w zależności od punktu widzenia. Na pewno płyta nie jest nudna, gdyż artystka poprowadziła nas wieloma różnymi uliczkami muzycznymi. Dla ortodoksyjnych jazzfanów taka mieszanka stylów może być świętokradztwem, dla mnie nie, byle nie popadać w zupełne skrajności. Bardzo interesująco na Chrysalis zabrzmiał głos Sonii Johnson – ciepły alt przechodzący w jazzowo-funkowe podbicie. Słyszymy interesujące wokalizy, które przekonały mnie do umiejętności jazzowych artystki – warto zwrócić tu uwagę na utwór Everywhere.

Mieszanie stylów w muzyce jazzowej nie jest niczym nowym i staje się dominującym trendem, który znakomicie ją wzbogaca i sprawia, że to, czego słuchamy, po prostu nie jest nudne, a dodatkowo każdy może w tym tyglu namiętności muzycznych coś dla siebie odnaleźć. Tak właśnie jest na płycie Sonii Johnson.

Autor - Andrzej Wiśniewski

Tagi w artykule:

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO