Płyty Recenzja

Silent Witness – Silent Witness II

Obrazek tytułowy

(Gig Ant, 2022)

Płyta Silent Witness II brzmi tak afrykańsko, że trudno mi uwierzyć, że jej spiritus movens jest Polak – Radek Bond Bednarz. To on zaprosił do projektu dziewięciu muzyków, którzy przybyli z różnych stron świata, od Afryki Zachodniej przez Bliski Wschód po Skandynawię i Polskę. Prawie każdy z nich gra na więcej niż jednym instrumencie. Niekiedy, jak w przypadku Bena Aylona, są to instrumenty całkiem od siebie odlegle, tj. perkusyjne (djembe) i strunowe (xalam). Już ten fakt mówi o tym, jak wyjątkowo utalentowani muzycy wzięli udział w nagraniach.

Różnorodność instrumentarium to pierwsza rzecz, jaka uderza podczas słuchania płyty. Mamy tu wiele odmian afrykańskich instrumentów strunowych: ngoni, xalam, kologo; perkusyjnych, takich jak djembe, dundun, congi, krakeby, a także innych, których nawet nie potrafię nazwać.

Na płycie znajdziemy cztery utwory z wokalami, a pierwszy, otwierający płytę głos Diallo Moussy wydaje mi się najciekawszy, w porównaniu ze zbyt gładkim głosem Sinaubi Zawose czy niepokojącą improwizacją wokalną Norweżki Mari Kvien Brunvoll. Korba Steva Atambire zaczyna się bluesowo, przywodząc na moment skojarzenie z tuareskim zespołem Tinariwen, podobnie jak utwór zamykający płytę. Świetnie wyeksponowane w obu kawałkach północnoafrykańskie kastaniety krakeby nadają muzyce klimat festiwalu muzyki etno Gnaoua odbywającego się co roku w Maroku.

Oprócz tradycyjnych, akustycznych instrumentów mamy tu też trochę elektroniki. Polirytmiczne rozpoczęcie trzeciego utworu ma coś z Eulogy zespołu Tool, ale nie ma nic z rocka, raczej coś z łagodnego industrialu w stylu Lost Highway. Jest dużo skomplikowanych rytmów i mało melodii – podobnie jak w utworze Duetto z Bene Aylonem. Są to chyba dwiekompozycje, w których najbardziej słychać przeplatankę muzyki elektronicznej z akustyczną, i modernizmu z tradycją. Moją ulubioną pozycją jest Elefanc z udziałem Jimiego Tenora. Najbardziej taneczny ze wszystkich utworów jest też najbardziej jazzujący. Spokojna melodia na saksofonie i łagodna improwizacja na flecie wypadają naprawdę wyjątkowo pięknie na tle mocnego perkusyjnego i basowego groovu.

Płyty słucha się łatwo, szybko (osiem krótkich utworów) i przyjemnie, zwłaszcza dla kogoś, kto lubi głębokie brzmienie basu, mnogość instrumentów perkusyjnych i afrykańskie klimaty. Niestety obawiam się, że dla bardziej wymagających słuchaczy może tu czegoś zabraknąć, bo muzyka jest skromna mimo mnogości instrumentów. Tempo wszystkich utworów jest bardzo podobne, dlatego można odnieść wrażenie, że trochę się zlewają, ale na szczęście mamy tu dużo polirytmii, która to nadrabia.

Płytę mogłabym polecić zatwardziałym przeciwnikom elektronicznych brzmień, aby przekonali się, że elektronika też może być fajna, szczególnie w połączeniu z tradycyjnymi instrumentami. Nienachalne futurystyczne dźwięki i łagodne industrialne odgłosy nie drażnią uszu. Dla miłośników wcześniejszej twórczości Radka Bednarza ta skromna doza elektroniki i eksperymentalnych brzmień na Silent Witness II może okazać się niewystarczająca. Podejrzewam, że jest też mniej jazzowa, niż by pewnie chciał przeciętny fan jazzu, ale jest szansa, że ją bardzo polubią słuchacze muzyki świata.

Linda Jakubowska

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO