Płyty Recenzja

Samuele Strufaldi – Davorio

Obrazek tytułowy

(Música Macondo, 2023)

Davorio to efekt współpracy muzyków z Włoch i Wybrzeża Kości Słoniowej, płyta, na której spotykają się dwa światy. Jeden to świat Samuela Strufaldiego – artysty z wykształceniem akademickim w zakresie muzyki, kompozycji i sztuk wizualnych. Drugi to świat Borisa Peirrou – perkusjonisty z wioski Gohouo-Zagna. Podczas gdy Samuele przenosi nas do przyszłości za sprawą futurystycznych, elektronicznych dźwięków, Boris zapoznaje nas z muzyczną historią grupy Guéré. Jest to dość niezwykła współpraca, ale Strufaldi nie jest jedynym pomysłodawcą takiej formuły. Wystarczy przywołać przykłady z Polski z ostatnich lat, jak chociażby dwa albumy Silent Witness, na których Radek Bond Bednarz połączył dźwięki syntezatorów i elektrycznego basu z tradycyjną muzyką różnych zakątków świata (od Japonii po Afrykę).

Album Davorio składa się z dwóch rodzajów kompozycji. Jedne, te dłuższe, są mieszanką różnych gatunków muzycznych – elektro, muzyki poważnej, jazzu i tradycyjnej muzyki afrykańskiej. Są to bujne melodie z elektroniką i smyczkami, zawierające improwizacje saksofonowe, struktury polirytmiczne oraz tradycyjny wokal i muzykalność Guéré. Tytułowy utwór Davorio dobrze ilustruje tu cel całego projektu, łącząc wszystkie wyżej wspomniane gatunki muzyczne. Bębnienie djembe i głęboko dźwięczny śpiew płynnie stapiają się ze skrzypcami i perkusją, wybrzmiewając na koniec kakofonicznym crescendo saksofonu. Chociaż bębny nadają tej muzyce żywiołowości, a ze śpiewu wyziera radość, to jednak cała ta elektronika brzmi w moim uchu nieco złowieszczo, zaś klasyczne instrumenty smyczkowe wprowadzają nieco ponury klimat. Czego przykładem mogą być utwory Uomini del mare czy Qbalò. Ten ostatni zaczyna się jak afro-futurystyczna kołysanka, żeby pod koniec przejść w freejazzującą solówkę saksofonu na tle rozszalałej perkusji.

Dynamiczne rytmy w stylu drum and bass przeplatają się z atmosferą jungle, żeby stopić się z rytmem nabijanym przez gitarę basową i przejść w żywiołowe, krótkie solówki djembe. Na to nakładają się poszarpane rytmy perkusji, co składa się na bardzo skomplikowaną polirytmię. Dodając do tego dziwne, pikające, buczące, modulowane i przekształcane odgłosy, zaczyna się tu dziać trochę za dużo jak na mój gust.

Drugi rodzaj utworów to formy krótsze, kilkusekundowe. Są jakby muzycznymi pocztówkami z Gohouo-Zagna (Serpent, Dio conta i tuoi giorni, Lei mi chiama, La Strada, Alloko). Oprócz tradycyjnych bębnów djembe i dum dum usłyszymy tu recytacje, odgłosy przyrody, klaskanie bawiących się dzieci, dźwięki towarzyszące codziennemu życiu. Podoba mi się szczególnie utwór Abodan, który opiera się na bębnach, śpiewie kobiet z Gohouo-Zagna i melodyjnym, powtarzającym się gitarowym refrenie skomponowanym przez Strufaldiego. Proste, a fajne.

Takie międzynarodowe kolaboracje zawsze mnie cieszą, zwłaszcza jeśli dotyczą popularyzacji tradycyjnej muzyki afrykańskiej, jako że jestem jej wielką fanką. Nie inaczej myślę o projekcie Samuela Strufaldiego, mimo że album nie jest w moim guście. Jestem jednak przekonana, że zachwyci on miłośników muzyki elektronicznej i fanów modern jazzu, pod warunkiem że są też fanami muzyki afrykańskiej, bo mimo wielkiego eklektyzmu, płyta jest mocno zakotwiczona na Wybrzeżu Kości Słoniowej.

Wnoszę to po przeczytaniu kilku entuzjastycznych opinii na temat Davorio („eteryczny i organiczny, w którym transcendentalne i ziemskie momenty mają taką samą wagę”, „mistrzostwo w łączeniu elementów”, „ta płyta to prawdziwy klejnot”). Warte też jest podkreślenia, że zyski ze sprzedaży płyty zostaną wykorzystane na pomoc w budowie biblioteki dla mieszkańców Gohouo-Zagna i rozbudowę przestrzeni na rozwijanie kultury Guéré.

Linda Jakubowska

Tagi w artykule:

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO