Płyty Recenzja

Nduduzo Makhathini – In The Spirit Of Ntu

Obrazek tytułowy

Blue Note Records, 2022

Nduduzo Makhathini nigdy nie potrzebował błogosławieństwa wielkich wytwórni, by tworzyć, dzielić się swoją muzyką i osiągnąć sukces. Od kiedy 39-letni pianista z południowoafrykańskiej prowincji KwaZulu-Natal założył wraz z żoną niezależną wytwórnię o nazwie Gundu Entertainment, wydał osiem własnych albumów, w tym Ikhambi, płytę, która stała się dla niego punktem zwrotnym – zdobyła South African Music Award jako najlepszy album jazzowy. In the Spirit of Ntu to drugi album Makhathiniego wydany przez Blue Note Records, a pierwszy pod szyldem utworzonej niedawno Blue Note Africa. Wytwórnia nie mogła wybrać lepszego albumu na swoje otwarcie, ponieważ duchy klasyków i weteranów oryginalnego Blue Note są tu obecne w niemal każdym utworze. Jak na Blue Note przystało, słyszymy tu dojrzały postbop, choć może bardziej precyzyjne byłoby w tym przypadku określenie Afrobop.
Nduduzo Makhathini jest niezwykle płodnym artystą – nie tylko pianistą, ale i uzdrowicielem, tworzącym muzykę przepojoną fascynującymi opowieściami zakorzenionymi w duchowości, rytuałach i tradycjach Zulusów. Do najnowszego projektu zebrał grupę naprawdę świetnych artystów, którzy wsparli go nie tylko w procesie tworzenia muzyki, ale w satysfakcjonującej duchowej podróży. Większość muzyków, z którymi gra Makhathini, należy do młodszej generacji sceny muzycznej RPA. Ale to, że In the Spirit of Ntu jest tworzone przez młodszą grupę, nie oznacza, że muzyka jest niedojrzała. Wręcz przeciwnie, jest zaskakująco stateczna i przemyślana, ale w żaden sposób nie umniejsza to jej świeżości. Makhathini wykorzystuje swój duży i młody zespół, aby wnieść do muzyki energię, której mogłoby zabraknąć, gdyby pracował z muzykami w swoim wieku. W zamian kompozycje Makhathiniego, i sam Makhathini, pomagają młodym artystom odnaleźć magię rdzennych kultur RPA.
Otwierający album utwór Unonkanyamba rozpoczyna dudniący, jak u McCoya Tynera, fortepian i wielowarstwowa perkusja. Saksofonowe solo porusza się pośród intensywnie hipnotycznego wibrafonu i polirytmicznej afrykańskiej perkusji. To ognisty wstęp ze wspaniałymi solówkami, nie tylko saksofonowymi, Lindy’ego Sikhakhane’a, ale i trębacza Robina Fassie Kocka. Po pełnym werwy rozpoczęciu wchodzimy w zupełnie inne klimaty. Mama to kołysanka, która oferuje dźwięczny dialog między wokalem Omagugu (prywatnie żony Makhathiniego) a trąbką Fassie Kocka. Skandowane chórki Makhathiniego (są w większości utworów, z wyjątkiem dwóch) podkreślają czule artykułowany liryzm ponad falującą, miękką perkusją Dane’a Parisa.
Drugą wokalistką na albumie jest Austriaczka Anna Widauer, śpiewająca po angielsku w bardzo wolnej balladzie Re-amathambo. W przeciwieństwie do ciepłego głosu Omagugu, Anna raczy nas chłodnym, ale kojącym altem z wplecionymi zuluskimi chórkami i improwizacją wibrafonu. Omnyama, którą rozpoczynają afrykańskie bębny i bogata gra Makhathiniego, to wspaniałe, wzruszające połączenie tradycyjnej afrykańskiej pieśni i afrykańskich instrumentów perkusyjnych z elementami współczesnego jazzu. Niespokojny, meandrujący dysonans Nyonini Le? odzwierciedla niepokój związany z politycznym kontekstem albumu, systemem, który „zawsze był o minutę od upadku”. Za chaotycznym fortepianem bulgocze pod powierzchnią perkusja, nigdy nie łącząc się w coś stabilnego. Chaos i napięcie to nic innego jak polityczna sytuacja RPA. Utwór wręcz epatuje przytłaczającą, ciężką atmosferą, ale jeśli jej stworzenie było założeniem artysty, to spisał się na medal. Potężna, porywająca improwizacja na saksofonie Lindy’ego Sikhakhane’a sprawia, że Abantwana Belanga jest kolejną ucztą dla uszu. Utwór jest najbardziej wybuchowym kawałkiem na albumie, perkusja i bębny rozbijają się w niemożliwych do wyśledzenia rytmach. O sile przekazu decydują również ciężkie akordy fortepianu, tak typowe dla mistrza Tynera, którego wpływy możemy też usłyszeć w Emlilweni i Amathongo. W przypadku Emlilweni trudno uniknąć skojarzeń z jego Passion Dance. Zarówno fortepian Nduduzo, jak i saksofon zaproszonego do współpracy Jaleela Shawa brzmią jak instrumenty największych prekursorów hard bopu. W muzyce Nduduzo Makhathiniego jest wiele z pasji McCoya Tynera. Podobnie jak Tyner, Makhathini zapewnia swoim muzykom bardzo wyraźne tło, które staje się strukturą utworu, solówki zaś mają porażać niebywałą siłą.
Amathongo jest inspirowane tradycyjną muzyką Zulusów (amahubo). Napędem utworu jest basowy groove, idealnie współgrający z szybkim pulsem perkusji. Polirytmiczny charakter Amathongo pozwala trąbce Fassiego Kocka na obieranie różnych dróg, a pewny siebie przewodnik Makhathini nie pozwala jej się zgubić. Sugestywne śpiewy, które nawiązują do konwencjonalnych rytuałów terapeutycznych, dialogują z postbopową, oszczędną trąbką, która momentami przypomina Davisa z Windą na szafot. Na koniec znajdziemy wisienkę na torcie, jaką jest Senze' Nina – protestsong przeciwko apartheidowi, który doświadczył lud Xhosa – z grzmiącymi akordami i fortepianowymi glissandami, śpiewem i żałobną solówką na tenorze Lindy’ego Sikhakhanego. Wszystko zamyka wzruszający finał, zadziwiający Ntu, stosunkowo prosty utwór, który pomimo tego, że jest krótki, łatwo przechodzi przez różne nastroje. Makhathini płynnie radzi sobie z ogromnymi przepaściami tonalnymi. Utwór wydaje się uchwycić pełne spektrum wielu różnych uczuć: w ciągu zaledwie pięciu minut pojawia się żałoba i strata, oburzenie i gniew, głęboko zakorzeniona duchowość i w końcu spokój. W skrócie wyraz „ntu” oznacza człowieka i podkreśla ducha jedności i harmonii między ludźmi i naturą. Koncepcja Ntu to solidarność i jedność wśród Afrykanów.
Wiara Makhathiniego w podtrzymywanie tradycji i bycie przewodnikiem dla młodszych pokoleń jest jedną z podstaw tej płyty. Z drugiej strony artysta nie wstydzi się pokazać, że sam też postępuje za przewodnikami: Johnem Coltranem, McCoyem Tynerem, Elvinem Jonesem, Abdullahem Ibrahimem, Pharoah Sandersem, przodkami swojej rodziny i panteonem bogów Bantu. Album jest zarówno retrospektywny, jak i introspekcyjny, wypełnia lukę między teraźniejszością a przeszłością, buduje most między południowoafrykańską diasporą a jej ojczyzną. Łącząc style muzyki południowoafrykańskiej z dynamicznością współczesnego jazzu, In the Spirit of Ntu jest jednym z najbardziej kreatywnych i radosnych albumów, jakie się ostatnio ukazały. Zachwyca rytmem, żywiołowością, siłą, duchowością i pozytywnymi wibracjami. Po wielokrotnych odtworzeniach nie ma w nim absolutnie nic, co mogłoby zmącić moją wielką miłość do niego od pierwszego usłyszenia.

Linda Jakubowska

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO