(Instant Classic, 2024)
U artysty, którego dyskografia obejmuje naprawdę wiele pozycji, deklaracja o „nowym otwarciu” może brzmieć jak promocyjna kokieteria. Tak się jednak składa, że najnowszy album Mikołaja Trzaski faktycznie jest szczególny. „Kompletny monolit”, jak Eternity for a While nazwał on w opisie wydawniczym, to dzieło, w którym saksofonista i klarnecista odpowiadał za cały proces powstania – od pomysłu przez wykonanie aż po produkcję. O ile dwa pierwsze etapyprocesu twórczego w jego przypadkuwydają sięnaturalne, to ostatni nie jest już tak oczywisty… A wprowadził nim artysta do swojej muzykinową jakość.
Dla osób śledzących twórczość gdańszczanina Eternity for a While nie powinno być obcym tytułem. Na albumie City Fall z 2016 roku, będącym rejestracją koncertu z londyńskiego Café OTO, ostatni utwór posiada niemal identyczną nazwę (Eternity for a Little While). Wówczas ową wiecznością zatrzymaną nachwilębyła niepowtarzalna sytuacja – obecność na legendarnej scenie obok Polaka Johna Edwardsa, Marka Sandersa i Evana Parkera, świętujących 70. urodziny ostatniego z nich. Najnowsza produkcja to szerszy, bardziej uniwersalny kontekst.
Album jest nagraniem solowego występu Trzaski ze słupskiej sali modlitewnej dawnego żydowskiego domu przedpogrzebowego. Muzyka ma przywrócić pamięć oistnieniu w przedwojennej Polsce pomorskich Żydów, a w szerszym ujęciu – całej tej społeczności, o znaczeniu której coraz częściej się zapomina. Jest to temat szczególnie bliski artyście, od lat odkrywającemu w ten sposóbwłasne korzenie. „Godzinami wsłuchiwałem się w przestrzeń tej sali, to jak absorbuje dźwięki ulicy i jak sama odpowiada”, napisał we wspomnianym opisie, podkreślając, jak ważne dla solowego grania jest miejsce rejestracji.
Kolejne odsłuchypłyty przywołały w mojej pamięci wspomnienie znakomitego albumu Trumpet Wadady Leo Smitha (2021), na którym trębacz wygłaszał samotne monologi inspirowane przestrzenią kamiennych murów małej fińskiej świątyni. „Miejsce (…) jest rodzajem akustycznego lustra, które dla muzykajest odbiciem [jego] samego” – to jeszcze inny sugestywny cytat z tekstu Polaka, który doskonale pasuje do obu wskazanych produkcji.
Za pomocą siedmiu autorskich utworów, składających się na Eternity for a While, Trzaskasnuje niespieszną opowieść, pełną emocjonalnych zwrotów. Jak przystało na wytrawnego twórcę muzyki filmowej, ma on doskonałą umiejętność kreowania dźwiękiem barwnych obrazów, całkowicie angażujących percepcję odbiorcy. Muzyka inspirowana tradycją pieśni klezmerskich, łączy jego autorskie kompozycje z improwizacją, w której doskonale rozwija swoje pomysły. Jak wspomniałem na wstępie, saksofonista osobiście wyprodukował i zmiksował nagrany materiał, co miało kapitalne znaczenie dla końcowego efektu. Trzaska zdecydował siębowiem poszerzyć brzmienie przy pomocy techniki overdubbingu, czyli nakładaniana siebie kolejnych warstw nagrań. Dzięki temu muzyka jest bogatsza i daje więcej treści, co dla realizacji idei tego projektu wydaje się bardzo cenne.
„Strona A i strona B to dosłownie dwie chwile, czyli wieczność na chwilę”, napisał autor tej muzyki w mediach społecznościowych, odnosząc się do winylowego wydania swojego albumu. Trzaska zaprasza nas do zatrzymania się w tym momencie, choćby naczas trwania nagranej muzyki. Odnoszę jednak wrażenie, że opisywany materiał ma przedziwną siłę przyciągania, skłaniającą słuchacza do kolejnych odtworzeń i obcowania z tym doświadczeniem znacznie dłużej.
Jakub Krukowski