Płyty Recenzja

Marek Pospieszalski Octet & Zoh Amba – Now!

Obrazek tytułowy

(Instant Classic, 2024)

Dwie poprzednie płyty oktetu Marka Pospieszalskiego były mocno zakorzenione w przeszłości. Punktem odniesienia zawartej na nich muzyki była twórczość polskich kompozytorów i kompozytorek XX wieku. Początek nowego albumu mógłby sugerować, że tym razem Pospieszalski wziął na warsztat minimalistów. Ciąg szybkich i niezwykle precyzyjnych repetycji może przywoływać na myśl kompozycje Steve’a Reicha, ale skojarzenie to po chwili znika skutecznie rozwiane przez burzące ten repetytywny porządek improwizacje saksofonów. I chociaż pewne wpływy minimal music odnajdziemy także w innych utworach na płycie, to nie jest to album spoglądający w przeszłość. To muzyka, w przypadku której, zarówno dla jej twórców, jak i słuchaczy, istotne jest tu i teraz. Niezwykle mocna, stworzona przez Macia Morettiego okładka nie pozostawia w tej kwestii wątpliwości.

Do nagrania płyty została zaproszona Zoh Amba – młoda, ale mająca już na swoim koncie wiele niezwykłych dokonań amerykańska saksofonistka. Jej bezkompromisowe podejście do muzyki doskonale wpisuje się w filozofię materiału zawartego na Now!. Podstawowy skład oktetu nie zmienił się, ale z pewnością warto przypomnieć nazwiska wybitnych instrumentalistów, którzy dołączyli do grającego na saksofonach, klarnecie i flecie lidera. Są to: Piotr Chęcki (saksofony – tenorowy i barytonowy), Tomasz Dąbrowski (trąbka), Tomasz Sroczyński (altówka), Szymon Mika (gitary), Grzegorz Tarwid (fortepian), Max Mucha (kontrabas) oraz Qba Janicki (perkusja i soundboard).

Now! zawiera sześć utworów, do których ramy kompozycyjne stworzył Pospieszalski, ale ich finalny kształt jest wynikiem kolektywnej twórczości całego zespołu. Słuchając płyty, odnosi się wrażenie, że muzycy wnieśli do tego materiału nie tylko świetne brzmienie swoich instrumentów, nie tylko kreatywne improwizacje, ale także, a może przede wszystkim, ogromny ładunek emocjonalny – bo cała płyta charakteryzuje się niezwykle emocjonalną atmosferą.

To artystyczne spojrzenie na naszą teraźniejszość jest niepokojące i może wywoływać u odbiorców wręcz pewien rodzaj dyskomfortu. Na szczęście przez tę posępną wizję przebijają się także promienie światła – melodyjne, łagodniejsze – dające nadzieję. Twórcy postarali sięjednak, aby czujność słuchaczy nie została uśpiona. Chwile pozornego spokoju na płycie są szybko zakłócane elementami noise’u, manipulacjami taśmą magnetofonową oraz seriami drażniących szmerów i zgrzytów „okołoperkusyjnych”.

Prowadzenie tak dużej grupy muzyków to ogromne wyzwanie. Pospieszalski robi to w mistrzowski sposób – potrafi utrzymywać pełną dyscyplinę w grze zespołu, a jednocześnie dać każdemu z instrumentalistów bardzo szerokie pole do improwizacji i autonomii. W efekcie otrzymujemy jeden z najlepszych albumów 2024 roku. Fakt, że ten „soundtrack do naszej teraźniejszości” drażni i zawiera tyle niepokoju, skłania do głębokiej refleksji – nad muzyką, ale przede wszystkim nad kondycją naszych czasów. Pytanie, czy jeśli płyta nosiłaby tytuł Future znaleźlibyśmy na niej więcej spokoju i pozytywnej energii czy wręcz przeciwnie?

Piotr Rytowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO