Płyty Recenzja

Marcin Bożek & Marie Takahashi – Sadoil

Obrazek tytułowy

(Creative Sources Recordings, 2024)

W trakcie wydłużającego się oczekiwania na nowy materiał Olbrzyma i Kurdupla z interpretacjami partytur graficznych wyłoniło się już wiele przedsięwzięć tworzonych osobno przez Tomasza Gadeckiego i Marcina Bożka. Drugi z nich w 2019 roku poznał, podczas odbywającej się w Krakowie platformy improwizatorskiej Klein Berlin, japońską altowiolistkę Marie Takahashi. Jak to zwykle bywa, między muzykami kliknęło, zaiskrzyło, a więc oficjalne zawiązanie duetu stało się już tylko formalnością. Wydany w Portugalii album Sadoil jest ich debiutanckim materiałem.

Każdy w Olbrzymie i Kurduplu ma od teraz swojego altowiolistę – oprócz Bożka występującego z Takahashi, przecież powstał jeszcze duet Gadeckiego z Michałem Markiewiczem, który działa pod uroczą nazwą ZUOM. Oba przedsięwzięcia różnią się jednak od siebie zasadniczo. Debiutanckie nagranie ZUOM-u (recenzja – JazzPRESS 7-8/2023) było bardziej zawłaszczające przestrzeń, a przy tym dronowe, ambientalne, niepozbawione elementów lirycznego romantyzmu. Żadne z tych określeń nie pasuje do zawartości Sadoil, który wypada raczej jako w pełni akustyczna, mutująca w różnych kierunkach tekstura, oparta na wydobytych z brzmień smyczkowo-strunowych pokładów szorstkości i chropowatości.

Dyskografia Marcina Bożka, pomimo wieloletniej obecności na scenie improwizowanej w kraju i na świecie, wypada doprawdy ubogo. Poza nagraniami OiK wraz z Gdyńską Orkiestrą Improwizowaną, powstał jedynie album wydany w 2014 roku, Affair With Art. To niemal godzina z samym basem, która ówcześnie stanowiła bardzo kompletną wypowiedź artystyczną, prezentującą wszechstronny język trójmiejskiego basisty. Słuchając Sadoil, nietrudno o wrażenie, że język ten trochę się zmienił, co właściwie stało się zupełnie naturalnie, biorąc pod uwagę upływ dekady między materiałami. Bożkowi przybyło w tym czasie więcej subtelności, zdolności tworzenia przestrzeni i operowania ciszą. Oczywiście wciąż nie znajdziemy na tej płycie żadnych akordów, ale znakomita jej większość przypomina szeptany, intymny dialog między dwójką muzyków.

Ujmują nienachalne brzmienie i skupienie tego materiału. Bas, mimo że szepczący tak samo jak zupełnie nieagresywna, ascetyczna altówka, dba tutaj o dynamikę i zapewnia zalążki kopniętych, kwadratowych groove’ów. Takim momentem płyty jest utwór i (pisany małą literą, ponieważ tytuły wszystkich fragmentów układają się w zdanie Sadoil est Marie i Marcin) – z początku nawet lekko podrygujący, z czasem przechodzący w subtelny sonoryzm. U Bożka delikatne preparacje skutkują ciekawym, bardzo matowym, jakby spłyconym tonem, natomiast Takahashi używa smyczka niczym szczoteczki do omiatania swojego instrumentu, na którym zaczyna skrzypieć i rzęzić. Rzeczone skrzypienie bywa chwilami nieco monotonne, bo nawiedza nas przez całą długość Sadoil, przybierając brzmienie podobne do nienaoliwionych zawiasów, nadepnięcie na zmurszałą deskę w podłodze czy podpiłowywanie nogi drewnianego krzesła.

Kameralna i cicha aura płyty skręca czasem sugestywnie w rejony dużo bardziej upiorne. Marcin zaczyna się od gwałtownej, ale wciąż niezbyt głośnej szarpaniny, z której wyłania się paranoiczne skrobanie. Partie altówki, rozłożone chaotycznie na chrzęstach basowego podbicia, brzmią niczym uporczywe drapanie pazurami po drzwiach do pokoju lub popiskujący w piwnicznych ciemnościach gryzoń. Japonka ma więc także swoje popisowe momenty, ale pod względem technicznej biegłości dominuje nasz polski basista. Dobrze słyszeć Bożka w formie, oby tylko wydawał płyty częściej niż raz na dziesięć lat.

Mateusz Sroczyński

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO