(Łukasz Borowicki Music, 2023)
Pięć lat temu napisałem recenzję albumu Łukasza Borowickiego Morbidezza of Decadence (JazzPRESS 1/2019), którą zakończyłem przypuszczeniem, że jego pasja popchnie go pewnie jeszcze w zupełnie innym kierunku. Jakkolwiek przemyślany był to osąd, nie spodziewałem się, że kolejne projekty będą aż tak odległe od tamtego nagrania.
Wspomnianą płytę muzyk zarejestrował w najszerszym w swojej dyskografii, sześcioosobowym składzie, następną zaś – Birds (2022) zrealizował już samodzielnie. Jego najnowsza, szósta autorska produkcja – Rituals (2023) jest bezpośrednią kontynuacją ostatniego przedsięwzięcia. W muzyce ponownie dominują gitary (akustyczna, elektryczna, basowa) oraz subtelne, ambientowe akcenty wprowadzane przez syntezator analogowy. Klimat całości ma melancholijny nastrój, melodia wiedziona jest niespiesznie, stąd próżno szukać w niej niespodziewanych przewrotów czy spektakularnych popisów. Dla autora najważniejsze jest powściągliwe wyrażanie emocji, kojarzonych z zawartymi w tytułach utworów pojęciami – powietrzem, dotykiem czy przebaczeniem.
Decyzja o porzuceniu składów wieloosobowych na rzecz samodzielnej gry dała Borowickiemu maksymalny poziom niezależności. Celem takiego wyboru nie była wyrachowana kontrola nad graną muzyką, ale poddanie się improwizacji podążającej tylko za własną intuicją. Nie mam wątpliwości, że właśnie ten „głos z wewnątrz siebie” był fundamentem powstania każdej z ośmiu autorskich kompozycji. Trudno zresztą mówić o formalnie spisanych utworach. Największą zmianą w podejściu gitarzysty do tworzenia jest odejście od sztywnych ram kompozytorskich, które towarzyszyły jego wcześniejszym nagraniom. O ile nastrój muzyki zasadniczo się nie zmienił i wciąż oscyluje wokół tonów nostalgicznych, to czuje się uwolnienie jej od założeń wynikających z dzielenia ról na członków kolektywu. Nawet jeśli efekt takiej kalkulacji okazywał się doskonały, to nie był w pełni zależny od instynktu samego lidera. Samodzielna ekspresja pozwala odrzucić kalkulacje w procesie komponowania, dając najszczerszy efekt artystycznych dążeń.
Zawarte w tytule „rytuały” nadają płycie ciekawy kontekst. Rytuał zawiera w sobie powtarzalność i przewidywalność. Trudno utożsamić go z intuicyjną improwizacją, na której opiera sięmuzyka opisywanego albumu. Myślę jednak, że towarzyszące nam cykliczne obyczaje są jednocześnie czymś niezwykle naturalnym, a właśnie taka okazuje się ta muzyka. Choć jest absolutnie niepowtarzalna, to w każdej nucie wydaje się nam bliska, tak że trudno nie odnaleźć w niej miejsca dla siebie.
Jakub Krukowski