Płyty Recenzja

Kurws – Powięź / Fascia

Obrazek tytułowy

Gusstaff Records, 2022

Czy to jazz? Czy to punk? Czy to no wave? I tak, i nie… to najnowsza płyta zespołu Kurws! Wrocławianie powrócili po pięciu latach od nieprawdopodobnie znakomitego Alarmu z premierowym albumem Powięź / Fascia. Z czym mamy tu do czynienia? Ze zdecydowanie najmroczniejszym, najbardziej krautrockowym i najmniej saksofonowym zarazem dokonaniem grupy, ponieważ została nagrana bez udziału Oskara Carlsa, będącego jej saksofonowym zapleczem.

Trochę się obawiałem, że Kurws po tak dobrej i innej od poprzednich płycie, jaką jest Alarm, zaczną szukać jeszcze bardziej zagmatwanych rozwiązań na następną płytę. Długo trzeba było czekać, żeby się przekonać, ale na szczęście w mojej ocenie panowie zachowali się chyba najlepiej, jak mogli. Pod świetną okładką, która przedstawia rozlewające się barwy, strefy, punkty, granice; jakby jakąś krainę ogarniętą wojną, kryje się muzyka… właśnie o wojnie. Taki był mój pierwszy odbiór owego albumu, który wwiercił mnie w fotel. Słuchając go następnie wiele razy, tylko się w tym utwierdzałem.

Na pierwszy rzut ucha mamy tu znaną z Alarmu formułę – jedynie siedem utworów, z czego cztery są zdecydowanie dłuższe, a trzy stanowią dużo krótsze przerywniki. Progresywna myśl w postaci tytułów utworów, spinających się finalnie jako klamra w powiedzenie Co nas łączy, to nas dzieli. Pierwszy wojenny trop – podziały. Ponadto wzmożona aktywność perkusji i rozbudowana obrazowość instrumentarium. Jednak wszystkie z tych instrumentalnych cech Alarmu są przeniesione na Powięź jeszcze bardziej ambitnie, jeszcze ciekawiej i przede wszystkim mroczniej.

Zaczynamy od schizofrenicznego Co nas łączy, będącego bardziej tradycyjnym, jak na standardy Kurws, utworem, który dopiero zapowiada ciężar tytułowej Powięzi. To piętnastominutowa krautrockowo-nowave’owa hipnoza, której rytmika wwierca się w świadomość słuchacza. Dawid Bargenda w tej kompozycji pokazuje się chyba od najśmielszej dotychczas strony. Trzeba mieć niezwykle bogatą wyobraźnię muzyczną, żeby robić z perkusją takie rzeczy. Raz mamy tu szpiegowskie podchody, raz agresywne najazdy, raz ostrzał z karabinu maszynowego, wybuchające gdzieś w tle granaty, spadające bomby… Jestem pełen podziwu dla jego warsztatu i z pełną śmiałością mogę stwierdzić, że jest jednym z najbardziej interesujących perkusistów w Polsce.

Ale Powięź to nie tylko perkusja! Przede wszystkim wodofon używany przez Huberta Kostkiewicza stwarza klimat żywcem wyjęty z wysokiej klasy horroru. Jeśli spodziewalibyście się oczywistego wykorzystania tego instrumentu, to bylibyście w błędzie. Nie chcę odsłaniać wszystkich kart, ale obrazowość i nieregularność dźwięków wydawanych za pomocą wodofonu sprawiają, że ja wierzę Kurwsom w to, że grają właśnie o wojnie. I również w to, że traktują ją poważnie, z należytym naturalizmem. Chociaż płyta powstawała głównie w zeszłym roku, to w obliczu wojny za naszą wschodnią granicą nabiera szczególnej aktualności.

Geopolityczną aktualnością cechują się także Ruskie drogi. Instrumentalnie jest to przechodzący wielokrotnie w paniczną gitarową szamotaninę walec, który być może uświadamia nam, skąd wyszła wojna… Bas Jakuba Majchrzaka przyjmuje rolę czołgu, jakiejś przerażająco ciężkiej machiny bojowej, która martwo sunie przed siebie, niszcząc wszystko, co napotka. Odrealnione efekty zgrzytów tworzą futurystyczny obraz lasera, który strzela we wszystkich kierunkach, sieje jakąś absurdalną pożogę. Wszystko zaś kończy się motywem ostatecznym – bardzo jasnym, upiornym dźwiękiem. Być może hukiem bomby atomowej?

W międzyczasie przerywniki, wspomnijmy chociaż o Lęku i olśnieniu. Dramatyczna, poniewierająca słuchacza piętnastominutowa hipnoza zawarta w Powięzi zwalnia. Pojawia się refleksja. Uświadomienie sobie zagrożenia, punkt podjęcia decyzji, co należałoby zrobić w jego obliczu. Mamy też na przykład przedziwne Twierdzenie o nieskończonej liczbie małp, którego nie umiem odczytać w kontekście wojennej całości na poziomie tytułu. Muzycznie jest to synkopowana rąbanka oparta o bas, gitarę i bliżej nieokreślone dzwonki. Może strzelanina?

Z płyty na płytę Kurws stają się coraz lepsi. Dojrzalsi, bardziej obrazowi i świadomi swojej drogi. Od dwóch kompletnie eksperymentalnych i objechanych albumów (również bardzo dobrych) przeszli do budowania instrumentalnych historii. Na Alarmie była to według mnie historia o ucieczce, tutaj – historia o wojnie. Rytmika stanowi na tym albumie chyba jeszcze ważniejszą w kontekście całości bazę niż kiedykolwiek. Na Powięzi perkusja nie tylko jest rytmem utworu, lecz razem z basem opowiada o strasznym rytmie wojny wyznaczanym spadającymi pociskami i rozprasowującymi grunt maszynami. Gitara i cała reszta (wodofon, dzwonki) mówią o tym, co się w ludziach dzieje wokół tego rytmu. To niezwykle świeże rozumienie tego, co w sprawie rytmu wypracowali krautrockowi mistrzowie. Wspaniała, przerażająca płyta.

Mateusz Sroczyński*

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO