(Ever Records / !K7, 2022)
Kansas Smitty’s to włoski zespół dowodzony przez wychowanego w Nowym Jorku saksofonistę i klarnecistę Giacomo Smitha. Człowiek ten ma na koncie współpracę z Damianem Lewisem, Jamiem Cullumem i Jasem Kayserem jako producent, z kolei jako muzyk współtworzy także Trav’lin Light, The Wrecking Crew i Smitty’s Big Four. Jego włoska grupa Kansas Smitty’s, skupiona wokół klubu o tej samej nazwie, wydała w tym roku piąty studyjny album We’re Not In Kansas Anymore, który z założenia ma łączyć afrykańską rytmikę z nowoczesnym jazzem i inspiracjami wziętymi z klasycznego kina. A jak z tym jest naprawdę?
Przyznać trzeba, że rytmika jest na tej płycie najbardziej interesująca, ale tego echa afrykańskich inspiracji nie słychać szczególnie wiele. Perkusji obsługiwanej przez Willa Cleasby’ego bliżej do delikatnego free jazzu. Wyraźnie kierunek ten słychać już na samym początku w utworze Bokeh. Dużo improwizacji, akcentowanie rytmu na dzwonkach i talerzach, zagęszczanie partii. Wokół tego ckliwe klawisze i płynące saksofony. Dużo ciekawiej jest natomiast w singlowym Ghosts, w których to emocjonalne zagęszczanie partii doprowadza do nieśmiałych i szybko urywanych galopad, świadczących raczej o samokontroli niż braku pomysłu na rozwój tematu.
Jest to jeden z moich ulubionych utworów z tej płyty, ale nie tylko ze względu na perkusję. Giacomo Smith tworzy bardzo udane glissanda na swoim klarnecie, które przypominają taki nawiedzony odgłos, który chyba większość z nas ma jakoś w głowie zapisany. Trudno to słowami ująć, najlepiej posłuchać. Ale gdyby na moment wrócić jeszcze do perkusji, to muszę wspomnieć o snującym się, pogrzebowym nieco Foxes, w którym Cleasby stosuje jedynie pojedyncze szelesty, by dać przestrzeń smutnym klawiszom i ciężkiemu barytonowi, który cały ten utwór prowadzi. A w finale Skyline perkusista popisuje się synkopowanym, masywnym rytmem aż miło.
Są i filmowe inspiracje, bardzo zresztą wyraźne. Face In The Crowd stanowi przykład udanego filmowego eksperymentu. Uważam, że ten dramatyczny, napędzany twardym kontrabasem i niespokojnymi partiami saksofonu utwór doskonale nadawałby się jako podkład do otwierającej sceny jakiegoś filmu sensacyjnego. Doskonały i klimatyczny fragment płyty. Ewidentnie z filmowym zacięciem powstał także Cha U Kao, w którym podstawą jest ciepła, zaciągająca delikatnie gitara oraz sypki rytm. Tutaj z dramaturgii przechodzimy w rejony bardziej słoneczne. Nie zdziwiłbym się, gdyby ten utwór został wykorzystany jako muzyczna ilustracja jakieś plażowej, krajobrazowej przebitki w środku mainstreamowej produkcji.
Płyta ma też swoje wady. Przede wszystkim momenty stereotypowo brzmiące, których ukoronowaniem jest oparty na chyba najbardziej typowym, klaszczącym beacie The Carpenter. Jazz pomieszany z R&B w sposób tak oczywisty, że kompletnie mnie nie zainteresował. Jedynie partie rozimprowizowanych instrumentów dętych przyciągają ucho. Cha U Kao, pomimo tego że jest zagrane z jasno słyszalną wizją i tylko czeka na swoje miejsce w jakimś wizualnym dziele, pozostaje jednak utworem też bardzo konwencjonalnym w kategorii „słonecznego brzmienia”. Być może lepiej to wypada na koncertach, gdy panowie rozwijają te tematy.
Trudno mi na temat We’re Not In Kansas Anymore wypowiedzieć się jednoznacznie. W większości to są po prostu ładne utwory, ale nie idzie za nimi nic więcej. Podczas słuchania ma się ochotę na zejście z toru konwencji, która te wszystkie nagrania trzyma w ryzach dość mocno. Mimo wszystko instrumentarium pracuje tu bardzo dobrze. Słychać, że są to muzycy z umiejętnościami. Głównie perkusista Cleasby, którego partie uważam za najciekawsze. Ale na przykład za mało według mnie jest momentów, w których Ferg Ireland obsługujący bas ma coś więcej do powiedzenia. Kiedy pozostali muzycy rozpędzają się, on pozostaje trochę z tyłu. Dostaje tu tak naprawdę jedno solo (bardzo udane, choć subtelne) w singlowym Ghosts. Mam nadzieję, że ten album jest jakimś rodzajem szkicownika, z którego na żywo wyłaniają się rzeczy dużo ciekawsze i adekwatne do warsztatowego potencjału tych muzyków.
Mateusz Sroczyński