Płyty Recenzja

Jerry & The Pelican System – Sariani

Obrazek tytułowy

Yeyeh / Ninih, 2021

Zagadka na najbliższe parę sekund – co łączy Jerzego Mączyńskiego i Damona Albarna? Tadam, macie rację, prawdopodobnie niezbyt wiele. Dociekliwi odkryją jednak, że obaj panowie oprócz tego, że tworzą bardzo intrygującą muzykę, to formalnie przewodzą zespołom, które są ich solowymi projektami. Albarnowi w projekcie Gorillaz pomaga rysownik Jamie Hewlett, a Mączyńskiemu – występujący w roli producenta, znany i ceniony Wacław Zimpel. Tak czy inaczej, muzyka drugiego wcielenia Jerry & The Pelican System to wyjątkowo łakomy kąsek dla wszystkich tych, którzy bardziej cenią sobie chwile skupienia niż chaotycznego miotania…

Już od samego początku nagrania Mączyński nie pozostawia złudzeń, co decydować będzie o sile Sariani. Tym czynnikiem jest oczywiście brzmienie saksofonu, wzbogaconego odpowiednim użyciem elektroniki, loopów czy różnych efektów. Mączyński nie popada jednak w skrajność, znaną chociażby z nagrań gitarzysty Davida Torna. Jerry’emu (z góry przepraszam za tę poufałość) na szczęście bardzo daleko do myślenia w stylu „to ja i mój saksofon, zobaczcie, ile jestem w stanie z niego wydobyć”. Takie podejście do ukochanego instrumentu jest tak naprawdę bardzo ograniczające, myślący w ten sposób artyści łatwo wpadają w pułapkę taniego efekciarstwa oraz chęci wywołania pustego zdumienia. Na szczęście artystyczna myśl Mączyńskiego podąża w zgoła innym kierunku.

Jego muzyka to synteza co najmniej kilku sposobów pojmowania muzyki. Pelikanowy silnik artystyczny napędzany jest tak naprawdę przez próbę przedstawienia pogłębionej zadumy (być może nawet medytacji?) w nowoczesnej formule. Rzecz jasna, nie jest to pierwsza tego typu próba, wszak już w latach 90. przedsięwzięcia takie podejmował sam Nils Petter Molvær. Mączyński swoją muzykę osadza w zgoła innym rejonie muzycznym, gdyż odwołuje się raczej do transowej tradycji pieśni medytacyjnych.

Z drugiej jednak strony brzmienie jego saksofonu, a także częste, lecz nadal dość minimalistyczne wykorzystanie elektroniki powodują, że muzykę przenika typowo skandynawski chłód. Jakby tego było mało, w niektórych kompozycjach obecny jest również duch… rave’owy! Tak, tak, jak się okazuje, mezalians medytacji możliwy jest nawet w takiej stylistyce. Cóż, Mączyński po raz kolejny pokazuje, że łamanie wszelkich muzycznych konwencji to dla niego sprawa zupełnie oczywista i naturalna.

Sariani to dowód na to, jak osobista podróż artysty może stać się przedmiotem intrygującego dzieła sztuki. Podróż ta nie przybiera jednak formy w pełni odizolowanego zagłębiania się w odmętach swojego jestestwa, lecz przyodziana jest w nowoczesną i stosunkowo lekką formę. W niczym nie ujmuje to jednak samej muzyce, która w ten sposób staje się po prostu łatwiejsza do przyswojenia. Cóż, to po prostu świetna płyta, której dobrze się słucha i która u uważnego odbiorcy pozostawi na pewno swoje całkiem trwałe odbicie…

Jędrzej Janicki

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO