Płyty Recenzja

Janusz Muniak Quartet – Remembrances

Obrazek tytułowy

Soliton, 2022

Po śmierci Janusza Muniaka w roku 2016 wielu wielbicieli jego talentu, muzycznej wrażliwości i subtelności charakteru (w tym piszący te słowa!) czuło, że nie pozostawił on po sobie tyle, na ile zasługiwałaby pozycja, jaką zajmuje do dziś w historii polskiego jazzu. Nie nagrywał wiele, powstało zaledwie kilka płyt firmowanych własnym nazwiskiem, niewiele komponował, niespecjalnie dbał zresztą o utrwalanie własnych dokonań. Stał się sławny, jak po latach wspominał ze smutkiem, jako jazzowy „kabareciarz” śpiewający „kto tak pięknie gra, to ja, to ja” z Ptaszynowym Chałturnikiem. Odszedł po cichu i niespodziewanie. I nagle po pięciu latach pojawia się ta archiwalna koncertowa rejestracja, sensacyjne odkrycie, które niewątpliwie zasługiwało na drugie życie.

Historia tego zachowanego nagrania jest, przy całej jego bezcennej wartości, dość prozaiczna… Zachowało się ono w prywatnych zbiorach pianisty Wojciecha Puszka, który dołączył wówczas, w roku 2002, do zespołu Janusza Muniaka po przeszło 15 latach przerwy we wspólnym koncertowaniu. „To był długi trzygodzinny koncert” – wspominał przy okazji premiery płyty Wojciech Puszek, któremu płytę z nagraniem całości występu przekazał przed laty Arek Skolik. Ostatnia pandemia, która uwięziła w domach tysiące artystów, spowodowała, że domowe przepastne archiwa po dekadach zaczęły ponownie ożywać. I tak też stało się tym razem. Zapomniana płyta i zapomniane nagranie sprzed lat nagle i całkowicie przypadkiem otrzymało nową szanse zaistnienia. Wojciech Puszek w tym czasie (styczeń 2021) nagrywał także własną solową płytę Between White & Black dla sopockiego Solitonu i wtedy też w kierunku wydawcy padła nieśmiała propozycja, że może by tak również tego odnalezionego Muniaka sprzed lat wydać na płycie. Pomysł się spodobał i tak narodził się ten wyjątkowy wspomnieniowy projekt.

Na płycie znajdziecie garść jazzowych standardów, bo te grał najchętniej Janusz Muniak w swoim krakowskim jazzowym Jazz Clubie U Muniaka, typowy swobodny, klubowy klimat koncertu i dominujący nad całością muzyki, prężnie brzmiący tenor saksofonisty o słynnym szlachetnym brzmieniu, może najsłynniejszym w historii polskiego jazzowego saksofonu. Jak wspomina Puszek, cały materiał na płycie to zaledwie pierwszy, rozgrzewający set tamtego koncertu sprzed dwóch dekad. Zachowało się tej muzyki o wiele więcej. Czy będzie ciąg dalszy? Bardzo bym sobie tego życzył. Nie dlatego, że to płyta jakoś szczególnie wybitna. Raczej bezcenna pamiątka po wielkim artyście, gigancie polskiego jazzu, o którym mamy obowiązek pamiętać.

Andrzej Winiszewski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO