Płyty Recenzja

Jaimie Branch – Fly Or Die II: Bird Dogs Of Paradise

Obrazek tytułowy

Jaimie Branch – Fly Or Die II: Bird Dogs Of Paradise

International Anthem, 2019

Muzyka jazzowa nieprzerwanie związana jest z protestem, trudno doszukać się innego gatunku, który przez dekady tak konsekwentnie wyrażałby sprzeciw. Choć współczesny świat kreuje wizję powszechnej równości, nietrudno o przykłady fałszu tego obrazu. To dlatego Shabaka Hutchings nazwał królową gadem, Kamasi Washington wzniósł „pięść gniewu”, a Mark Lomax rozliczył się z piętnem niewolnictwa. Czarnoskórzy twórcy od zawsze kojarzeni byli z podobną formą ekspresji, jednak gdy biała trębaczka Jaimie Branch wyzwała Amerykanów od „bandy naiwnych rasistów”, jej przekaz nabrał dodatkowej siły.

Materiał na Fly Or Die II: Bird Dogs Of Paradise powstał podczas europejskiej trasy koncertowej promującej debiutancki album artystki Fly Or Die z 2017 roku. Berliński epizod tournée miałem okazję przeżyć osobiście, Branch dzieliła wówczas scenę z Art Ensemble of Chicago, Irreversible Entanglements oraz poetką Moor Mother. Nowa produkcja nabiera jeszcze większego sensu, kiedy okazuje się, że miała na nią wpływ współpraca z muzykami walczącymi o prawa mniejszości. W tym czasie amerykańska opinia publiczna uległa wyraźnej polaryzacji, a towarzyszące jej frustracje i niepokoje musiały znaleźć wyraz w sztuce.

Poza grą na instrumencie trębaczka swoje emocje przekazuje również za pomocą słów. „Tak wiele piękna leży w abstrakcji instrumentalnej muzyki, ale jako że nie żyjemy teraz w szczególnie pięknych czasach, postanowiłam obrać bardziej dosłowną ścieżkę” – przyznała w tekście zamieszczonym na okładce. Jej mocny i surowy głos, bliższy punkowemu krzykowi niż jazzowej wokalizie, wybrzmiewa po raz pierwszy w Prayer For Amerikkka Pt. 1 And 2. To epicka, niemal dwunastominutowa opowieść o amerykańskich realiach, przerywana solówkami agresywnej trąbki. W połowie utworu spośród chaotycznych dźwięków wyłania się latynoska melodia stanowiąca tło ballady o nastolatce szukającej azylu w Stanach Zjednoczonych. Drugi wokalny fragment odnajdziemy w ostatnim Love Song – wypełnionym zarówno humorem, jak i gniewem utworze dedykowanym „dupkom i klaunom”.

Pomiędzy wskazanymi pozycjami zespół w składzie: liderka (trąbka, wokal, syntezatory, piski tenisówek, gwizdki i dzwonki), Lester St. Louis (wiolonczela, perkusjonalia), Jason Ajemian (kontrabas, perkusjonalia, wokal) oraz Chad Taylor (perkusja, mbira, ksylofon), prezentuje muzykę autorską, instrumentalną, z dużą energią i gęstymi aranżacjami. Choć brzmienie nowego albumu Branch jest bardziej mroczne niż poprzednio, to wciąż nie sposób go pomylić z czyimkolwiek innym. I tak już bogatą barwę produkcji rozszerzają goście: Ben LaMar Gay, Marvin Tate (wokal), Matt Schneider (gitara), Dan Bitney (perkusjonalia, syntezator) oraz Scott McNiece (jajko) [sic!].

Sukces Fly Or Die II… wprowadził Branch do jazzowej elity, potwierdzając przy tym dominację wytwórni International Anthem. Tylko w ubiegłym roku, poza opisywanym dziełem, pod jej szyldem pojawiły się tak znakomite albumy, jak Ism Juniusa Paula, The Oracle Angel Bat Dawid, czy Where Future Unfolds Damona Locksa. Warto śledzić kolejne pozycje chicagowskiego katalogu, wskazują one bowiem kierunek, w którym powinien zmierzać gatunek.

„To jest ostrzeżenie, Słonko, idą po ciebie” – wykrzykuje autorka w Prayer For Amerikkka… Nastroje po drugiej stronie oceanu zawsze były napięte, teraz jednak negatywna energia zdaje się osiągać kulminację. Podobne emocje wylewają się tam zresztą na publikę we wszystkich dziedzinach sztuki. Tylko czy to wyłącznie amerykańska specyfika?

Autor - Jakub Krukowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO