Płyty Recenzja

Ida Zalewska & Kuba Płużek – Lush Life

Obrazek tytułowy

(Hevhetia, 2021)

Śledząc polski rynek wydawniczy, trudno nie zauważyć, że stosunkowo rzadko dochodzi na nim do rejestracji duetów wokalno-pianistycznych. Jest to bez wątpienia jeden z najbardziej klasycznych sposobów grania, może więc artyści goniący zazwyczaj za nowoczesnością nieco mniej chętnie po niego sięgają? Tym ważniejsze jest zwracanie uwagi na takie produkcje, zwłaszcza wśród artystów młodszej generacji. Do wspomnianej kategorii należy album Lush Life Idy Zalewskiej (wokal) i Kuby Płużka (fortepian), zawierający interpretacje jazzowych standardów.

Opisywana kolaboracja jest tym cenniejsza, że mamy do czynienia z wciąż młodymi, ale niezwykle już dojrzałymi wykonawcami. Odnoszę wrażenie, że początkujący artyści debiutując podobnym programem, szukają bezpieczniejszych rozwiązań. Nie ma w tym oczywiście nic złego, niemniej jeśli na taki zestaw tematów decydują się muzycy o uznanym dorobku, robią to bardziej świadomie, wyzwalając się od oczekiwań czy wpływów sztywnego, akademickiego wyszkolenia. Jak czytamy na okładce, autorzy opisywanej płyty chcieli dostrzec w klasycznych kompozycjach „nie zakurzony i zwietrzały, pozbawiony życia eksponat muzealny, ale żywe, utrwalone w formie zapisu piosenek uczucia artystów”. Takie nastawienie, w dodatku uzupełnione o prywatne doświadczenia, przełożyły się na bardzo szczerą i emocjonalną muzykę.

Kuba Płużek od lat jest filarem polskiej pianistyki, swój ogromny potencjał przejawiając zarówno w projektach rozbudowanych, jak i kameralnych. Dowiódł tego jeszcze 2021 rok, kiedy obok wieloosobowego projektu Tyrmand To Jazz artysta nagrał swój drugi solowy album Book Of Resonance. Partnerująca mu Ida Zalewska jest również ważnym głosem rodzimej sceny. Debiutowała w 2012 roku albumem As Sung By Billie Holiday, a po trzech latach nagrała świetnie przyjęty Storytelling. W obu przypadkach akompaniował jej Płużek, jednak w towarzystwie szerszych składów, Lush Life jest więc ich pierwszym nagraniem dwuosobowym.

Tytuł płyty został rzecz jasna zapożyczony z kanonicznej kompozycji Billy’ego Strayhorna. Poza nią znalazło się tuosiem innychstandardów amerykańskiego jazzu, śpiewanych niegdyś przez najważniejsze wokalistki w historii gatunku. Album stanowi więc hołd dla takich legend jak Billie Holiday, Etta James, Ella Fitzgerald czy Roberta Flack. Polka pięknie opisuje swoją relację z nimi: „mogę zachować to wyjątkowe złudzenie, że (…) moment, w którym mój głos drży, jest być może tym samym momentem, w którym drżał głos Billy Holiday”.

Interpretacje Zalewskiej i akompaniującego jej Płużka są bardzo stonowane. Nie szukają oni rewolucji w podejściu do pierwotnych wykonań, zachowując jednak własne brzmienie. Podobnie jak okładka zdobiąca płytę ich muzyka jest skromna, ale niezwykle elegancka i ciepła. Dokładnie tego powinniśmy oczekiwać od świadomych swoich możliwości artystów, którzy biorąc na warsztat jazzowe klasyki, zachowują szacunek do dokonań mistrzów.

Jakub Krukowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO