Płyty Recenzja Top Note

Grzegorz Tarwid – Ay

Obrazek tytułowy

KOLD, 2021

Grzegorz Tarwid poszedł na całość. Tak, tak, bez zbędnych ceregieli wskoczył w nieokrzesaną estetykę lo-fi, swobodnie balansując na granicy elektroniki, popu, tandety i elegancji – słowem, wszystkiego, co wpadło do jego buzującej pomysłami głowy. Sama ta eklektyzująca galopada przypomina mi nieco fragment utworu Błażej Króla z jego ostatniej solowej płyty – „A hasło wieczoru brzmi – na pełnej, ale bezpiecznie”. Tarwid też idzie na pełnej, ale zupełnie nie jest bezpiecznie. Na szczęście, jak się po raz kolejny okazuje, brak muzycznego bezpieczeństwa może być wyjątkowo inspirujący…

Płytę Ay (co po azersku znaczy „księżycowy”) Tarwid nagrał w swoim domu, w którym stworzył eksperymentalne studio nagraniowe. Eksperymentalne, bo sam proces nagrywania pod względem technicznym był raczej poszukiwaniem niż podążaniem wcześniej wytyczoną ścieżką. W ten specyficzny, intencjonalnie „niedoskonały” klimat świetnie wpisał się Albert Karch (z którym Tarwid zna się chociażby z zespołu Sundial), który zajął się finalną obróbka dźwięku.

Na Ay zaskakuje różnorodność brzmienia, które Tarwid był w stanie wydobyć ze swojego fortepianu. To zdecydowanie granie odheroizowane, Tarwid nie pozuje wszak na „boga fortepianu”, który do znudzenia szpanuje swoją wirtuozerią. Wręcz przeciwnie, z dziecięcą radością eksploruje granice i możliwości swojego ukochanego instrumentu. Nie jest w tym wszystkim perfekcyjny i właśnie dlatego jego muzyka staje się tak porażająco autentyczna. Tworzy strukturę, jakąś prostą melodię, którą później brawurowo i „po całości” dekonstruuje – wszystko to w oparach nieznośnej lekkości w graniu i podejściu do muzycznej materii. A przy okazji miesza w stylistycznym kotle, raz po raz zaskakując słuchacza zmianą konwencji – bywa popowy (np. w utworze zatytułowanym, a jakże, Pop), czasami odwołuje się do klasycznych wzorców (przykładem utwór o równie pomocnym tytule – A Classical Form), potrafi być paranoidalno-kpiarski (doskonały Cowbell), lecz również tajemniczo melancholijny (jak w zamykającej płytę kompozycji Holmen II).

I choć płyta Ay tak bardzo jest pokombinowana, to nawet przez krótką chwilę nie miałem poczucia, że sytuacja muzyczna miałaby się Tarwidowi wymknąć spod kontroli. Podobny w tym jest do natchnionego weną naukowca przelewającego tajemnicze ciecze z jednej do drugiej probówki, by zrealizować ściśle zamierzony cel i stworzyć nową miksturę. Taką miksturą, w ten sposób przyrządzoną, jest właśnie płyta Ay

I na samo zakończenie, by zbytnio nie przynudzać, postawcie sobie jedno pytanie. Czy kiedykolwiek myśleliście o tym, jak to jest podejrzeć wyjątkowego artystę w samym środku procesu twórczego? Jeśli tak, oto macie doskonałą ku temu okazję – wystarczy posłuchać płyty Ay. Po prostu znakomite nagranie!

Autor: Jędrzej Janicki

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO