Płyty Recenzja

Filip Żółtowski Quartet – Humanity

Obrazek tytułowy

Stankoffamusic Krystyna Stańko, 2021

6 października tego roku miałem niebywałą przyjemność przyglądać się (w telewizji rzecz jasna) debiutanckiemu występowi niejakiego Yéremy’ego Pino w barwach piłkarskiej reprezentacji Hiszpanii. Występ grającego na co dzień w drużynie Villarreal młodziusieńkiego skrzydłowego był pełen sprzeczności – w jednej chwili w przypływie boskiego uniesienia wkręcał w ziemię uznanych włoskich obrońców, by w następnej w zgoła absurdalny i niewytłumaczalny sposób stracić piłkę i narazić swój zespół na groźną kontrę. Jednym słowem (w zasadzie dwoma), „nieoszlifowany diament”. Właśnie to nieco wyświechtane sformułowanie oraz obraz gry tego niezwykle utalentowanego piłkarza na myśl przyszły mi, gdy przysłuchiwałem się płycie Humanity kwartetu Filipa Żółtowskiego.

Zespół, w skład którego obok lidera-trębacza Filipa Żółtowskiego wchodzą jeszcze saksofonista altowy Szymon Zawodny, klawiszowiec Wojciech Wojda oraz perkusista Mikołaj Stańko, proponuje słuchaczowi stylistycznie dość świeżą mieszankę jazzu i elektroniki. Mimo tego nowoczesnego anturażu (manifestowanego również oprawą graficzną płyty) najmocniejszym punktem albumu pozostaje brzmienie trąbki Filipa Żółtowskiego. Już w otwierającej płytę kompozycji Waltz, please w sposobie frazowania lidera pobrzmiewa nieco ECM-owskiej melancholijnej głębi, opartej jednak na wyrazistości poszczególnych dźwięków.

Kwartet sprawdza się bardzo dobrze w swego rodzaju „powłóczystych” i zabarwionych romantyzmem kompozycjach. Posłuchajcie chociażby takiego Questions With No Answers – przy tych dźwiękach oczyma wyobraźni widzę zakochaną osobę, która przytłoczona beznadziejnym wręcz romantyzmem rozstrzygnąć stara się zagadkę, która ujęta została w lapidarnej formie tytułu bluesa Leadbelly’ego – Where Did You Sleep Last Night? Dość jednak porywów wyobraźni, ważne, że w tego rodzaju powolnych i zadumanych dźwiękach (złośliwi powiedzą, że mainstreamowych, brrr!) kwartet Żółtowskiego prezentuje się niczym Yéremy Pino w szale dryblingu – po prostu brawurowo! Nie jest jednak aż tak słodko, jak myślicie, jak stwierdziłaby Penélope Cruz w jednej z głupawych reklam pewnego napoju wyskokowego. Kwartet kuleje i wypada dość szkaradnie wręcz w większości co bardziej pokombinowanych struktur. Ilekroć zespół daje się porwać elektronicznym poszukiwaniom, muzyka staje się mniej pociągająca i coraz bardziej męcząca. Płycie nie służą również fragmenty mówione i śpiewane, które niestety wypadają blado – żeby nie powiedzieć, że tandetnie i pretensjonalnie.

Mimo tych potknięć i niedociągnięć płytę Humanity jednak pamięta się przede wszystkim z pozytywów! Pewna naturalna elegancja (mam wrażenie, że dość skrzętnie ukrywana) muzyków powoduje, że atmosfera, którą tworzą, może nabrać wyrafinowanego, lecz nienadętego powabu. Samą płytę Humanity ocenić trzeba raczej jako pewną próbę wykuwania własnego stylu, mam nadzieję, że panowie porzucą elektronikę i efekciarskie tricki, by skupić się na tym, co idzie im zdecydowanie najlepiej. Potęga kompozycji i prostoty brzmienia w tym wypadku okazać się mogą przepisem na artystyczny sukces. Tak czy inaczej – mam wrażenie, że przed tym zespołem rysuje się wyjątkowo ciekawa przyszłość.

Jędrzej Janicki

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO