(Island, 2024)
Zachwytom krytyków nie ma końca, dlatego zdecydowałam się na przesłuchanie albumu What Now Brittany Howard. Okrzyki zachwytu słychać z prawa i lewa, chociaż nie jest to łatwy album. Przynajmniej w moim odbiorze. Czułam się fizycznie zmęczona, słuchając tej muzyki. Głos Brittany jest bardzo silny, wręcz krzykliwy, czasem jest wysoki, brzmi kobieco i słodko, czasem brzmi męsko; prawie zawsze brzmi agresywnie i ta agresywność mnie właśnie zmęczyła. Howard zawsze tak brzmiała, śpiewając z Alabama Shakes, ale na swoim pierwszym solowym albumie Jaime pokazała, że można zmienić styl z surowego na delikatniejszy soul i R&B.
Na nowym albumie usłyszymy trochę funku. Słuchając Power to Undo, nie sposób uniknąć porównania z Princem, ale rockowe DNA Brittany jest jednak niezmienne. W zestawie znajdzie się też coś prawie tanecznego jak Prove It To You, które momentami graniczy z kakofonią, co jego lekkość i taneczność osłabia. Jest dużo (jeśli nie większość) spokojniejszych kawałków. Otwierający Earth Sign, chociaż wolny, wcale nie epatuje spokojem.
Samson jest moim absolutnym faworytem – oszlifowany klejnot ukryty wśród hałaśliwych i szorstkich produkcji. Drugim utworem w nastrojowym klimacie, który pozwala odpocząć uszom, jest I Don't – duża dawka ciepłego soulu. Wśród tych wszystkich zawiłości czasami słyszymy trąbkę Roda McGahy’ego, której prostota wygładza szorstkość głosu Howard.
Nie ma wątpliwości, że Brittany Howard jest jedną z najważniejszych wokalistek ostatnich czasów. Jej głos jest potężny i bogaty, a jej zdolność do eksperymentowania ze stylami na What Now zadziwia. Jednak na płycie jest zbyt wiele niespójnych, ostrych momentów, które nie współbrzmią dobrze ze spokojną naturą większości utworów.
Linda Jakubowska