(The Beat Freaks, 2024)
Prężnie napędzający szczecińską scenę jazzową Michał Starkiewicz i Tomasz Licak byli ostatnio zajęci przemierzaniem międzyplanetarnych światów z twórczości Stanisława Lema wraz z nowym składem współtworzonym z Ksawerym Wójcińskim i Luisem Mora Matusem, czego efektem była wydana jesienią płyta Solaris. Tym razem obaj powrócili do swojego macierzystego zespołu The Beat Freaks, by nagrać jego czwartą płytę. Mechanics of Nature, powstała we współpracy ze słynnym trębaczem Ralphem Alessim, otwiera muzyków na nieprzewidywalność i zwodnicze piękno nieodgadnionego świata natury.
Płyta nieprzypadkowo ukazała się 22 kwietnia, kiedy to przypada Światowy Dzień Ziemi. Wokół wydania tego materiału szczecinianie zbudowali bowiem nienachalną, lecz spójną i konsekwentną otoczkę wsłuchiwania się w przyrodę, jej tętno, potrzeby oraz przesłanie. Nie jest to jednak muzyka, która przyrodę stara się bezpośrednio naśladować. Perkusista zespołu Radek Wośko w wywiadzie opublikowanym w poprzednim numerze JazzPRESSu tłumaczył zresztą: „Abstrakcyjne procesy twórcze rzadko działają według konkretnego przepisu, na zasadzie: ten akord symbolizuje maszerujące mrówki, a ta melodia opisuje kwitnący kwiat”. Impresyjny charakter tej muzyki wyniknął z pewnością z dużo większej swobody wykonawczej i odważniejszego operowania przestrzenią względem poprzednich dokonań Beat Freaks, chociaż występuje tu nadal bardzo wyraźny podział na dziewięć kompozycji i cztery zupełnie spontanicznie nagrane fragmenty. Na nieco bardziej eksperymentalną, otwartą formęwpływ miała również zmiana na posterunku kontrabasisty – Pawła Grzesiuka zastąpił doświadczony Sycylijczyk Flavio Gullotta. Już od pierwszych dźwięków otwierającego album Caldera de los Cuervos wycofanym, nerwowym skrzypieniem i chropowatymi teksturami nadaje on ciemniejszy, groźny ton całości.
Tematy takie jak Elephant Song i One of the Last Derkacz skoncentrowane są na prostej, lecz niepopadającej w naiwność afirmacji harmonijnego, sielankowego piękna. Zwłaszcza ciepły, nostalgiczny charakter pierwszej z tych kompozycji przywodzi na myśl obraz wielkiegozłotego słońca, które zachodzi nad sawanną, przynosząc ulgę po upalnym letnim dniu. W snującym się lekko Derkaczu więcej jest natomiast tajemnicy, pojawiają się w nim również nagrania terenowe zawierające charakterystyczny głos tytułowego ptaka. Z podobnego patentu The Beat Freaks korzystają również całkiem umiejętnie w Rustling Leaves, Turning Wheels – mocno przybrudzony tenor Licaka przedrzeźnia się z modulowaną tłumikami trąbką Alessiego, a tę instrumentalną wymianę zdań stara się złagodzić schowany na drugim planie szum morza.
Sam Licak na wyżyny wspina się w pełnym pulsującego pod skórą zagrożenia Quakes in Fukuoka. Krzykliwym saksofonem przecina harmonijną, acz nerwową grę reszty zespołu, korzysta z rozpływających się pogłosów, a swoim zachrypniętym brzmieniem zbliża się nawet do tonu Archiego Sheppa. Mroczniejsze oblicze grupy prezentuje też Mutating the Next Seed, które z wolno rozkręcającej się psychodelii i gitarowej mgiełki zmierza ku jasnemu, optymistycznemu finiszowi. Jedynym nieporozumieniem jest z kolei quasi-funkowy Lifeline z absolutnie nieudaną rapową melorecytacją.
Ta wizja muzycznego dialogu z naturą ostatecznie wypada całkiem przekonująco, choć chwilami może nieco zbyt grzecznie. W kooperacji ze szczecińskim składem bardzo dobrze poradził sobie Alessi, który na przestrzeni całego albumu gra dużo ciekawiej i odważniej niż choćby na wydanej mniej więcej w tym samym czasie przez Clean Feed płycie Lovely Music kwartetu Simona Nabotova. Trębacz organicznie wtopił się w brzmienie zespołu, który ani jego obecności nie przytłoczył, ani nie ograniczył się do roli akompaniującej, co słychać zwłaszcza w naszpikowanym solowymi partiami Broken. Mechanics of Nature to bardzo nastrojowa, czuła, oddychająca muzyka i z pewnością najciekawsza pozycja w dorobku The Beat Freaks.
Mateusz Sroczyński