Płyta tygodnia

On Fire – Michael Patches Stewart

Obrazek tytułowy

Święty Graal dla fanów niezwykłego talentu Michaela Patches Stewarta. Wyczekiwana od lat, nagrywana przez lata, wreszcie jest. Dla mnie ten album jest wyśmienitym powrotem do przeszłości. A może nawet udaną próbą jej ulepszenia.

To przeszłość umieszczona gdzieś między Brecker Brothers a Pat Metheny Group. To dobre melodie, zagrane w sposób, który spodoba się wszystkim fanom jazzu. Szczególnie zaś tym, którzy pamiętają to co najlepsze w muzyce lat dziewięćdziesiątych. Powrót do przeszłości nie jest niczym złym, jeśli zrobi się to dobrze, powstaje naprawdę wybitna muzyka.

Cóż mogło wyjść ze spotkania wielkich gwiazd, których długą listę widzicie na okładce? To właśnie fusion – fuzja gatunków, wzajemne inspiracje, niemal dosłowne cytaty z klasyków gatunku. To wszystko jednak nie jest jedynie obiektem muzealnym. Michael Patches Stewart nie jest kustoszem w muzeum naszej ukochanej jazzowej muzyki. To miejsce jest już zajęte przez innego trębacza. Lider wybitnego zespołu jest tu właśnie liderem, kreatorem, duszą całego projektu. Nie musi grać sam każdej solówki, szczególnie jeśli ma się obok tak wybitnych muzyków.

Składniki wybornie przyrządzonego dania są z najwyższej światowej półki, to muzycy, którzy w różnych konfiguracjach już ze sobą grywali, jednak w swoich własnych projektach tworzący muzykę dość odległą od siebie stylistycznie, spotykają się gdzieś w połowie drogi między swoimi najlepszymi nagraniami.

„On Fire” to zatem klasyczna mieszanka. Saksofon Kenny Garretta osadzony głęboko w najlepszej z możliwych tradycji Johna Coltrane’a, tym razem jednak jest bliższy „Ballads”, niż „A Love Supreme”. Na codzień będący kwintesencją bluesowych organów George Duke, tu pełni rolę wypełniającego muzyczną przestrzeń kolorysty. Michael przyjaźnił się z Georgem Duke’em wiele lat. Bardzo przeżył jego śmierć w sierpniu tego roku, w czasie, w którym płyta była już prawie gotowa. Być może „Northern Star” zawiera jedne z ostatnich dźwięków nagranych przez mistrza klawiatury.

Pełen groove’u Poogie Bell zwalnia nieco, z pozoru pozbawiając siebie rozpoznawalnego brzmienia, czeka na resztę zespołu, upraszczając funkowy rytm tak, żeby zadowolić również fanów nieco lżejszego grania. Profesjonalny jak zwykle i niesłuchanie uniwersalny Robert Kubiszyn dopasowuje się do prostych, choć nie pozbawionych ambitnych ozdobników rytmicznych podziałów Poogie Bella. Przebojowy śpiewa gościnnie Raul Midon. Wokalizy Doroty Miśkiewicz przypominają brzmienia wybierana lata temu przez Lyle Maysa.

Niby to wszystko już było. Czy każdy kolejny album musi być przełomowy? Nie musi, ale dobrze jest, przynajmniej jeśli dostarcza nam tej nieco lżejszej muzyki, często niesłusznie nazywanej rozrywkową, jeśli jest przebojowy. A „On Fire” bez wątpienia przebojowy jest, choć raczej na radiowe listy przebojów nie trafi. Trafi za to do fanów niezwykłego brzmienia trąbki lidera, którzy mogą poczuć się nieco zawiedzeni brakiem ognistych solówek do których Michael przyzwyczaił nas na swoich koncertach. Jeśli poczujecie niedosyt w dziedzinie owych ognistych solówek – wybierzcie się koniecznie na koncert Full Drive Henryka Miśkiewicza, z którym grywa Michael.

Być wirtuozem to wielki dar, umieć powstrzymać się od bycia wirtuozem i skupić się na muzyce, to przejaw geniuszu. Michael Patches Stewart przez wiele lat stał w pierwszej linii zespołu Marcusa Millera, w miejscu, w którym przed nim stał Miles Davis. To nie była łatwa rola. Pozostawić swoje wirtuozerskie brzmienie za drzwiami studia i zagrać dla ludzi, a nie tylko dla trębaczy, to coś, co wyszło mu wyśmienicie.

Zapanować nad plejadą gwiazd i namówić wszystkich do swojej własnej wizji przebojowej muzyki dla wszystkich, to coś, co udać się w zasadzie nie mogło, a udało się znakomicie.

„On Fire” to album do codziennego słuchania. Można codziennie słuchać go w drodze do pracy, wieczorem przy kieliszku dobrego wina, albo już później, kiedy butelkę i kieliszki zostawicie przy stole. Może wtedy trochę ciszej.

Serdecznie polecam w dużych dawkach i przy każdej możliwej okazji.

A tak już na koniec – „On Fire” to również dowód tego, że nasi najlepsi muzycy należą do światowej ekstraklasy – obok Kenny Garreta, George’a Duke’a i Raula Midona w studiu znaleźli się Robert Kubiszyn, Henryk Miśkiewicz i Marek Napiórkowski. Nawet jeśli w studiu się nie spotkali, bowiem płyta powstawała długo i w wielu różnych miejscach, to ich nazwiska stoją koło siebie nie z przypadku, tylko w związku z tym co potrafią.

RadioJAZZ.FM poleca!
Rafał Garszczyński
Rafal[malpa]radiojazz.fm

  1. On Fire
  2. Child In Me
  3. PatchesSteps
  4. Northern Star
  5. Feeling Good
  6. Shibuya Drive
  7. Rainy Night
  8. New Jazz Groove

Michael Patches Stewart – On Fire

Format: CD, Wytwórnia: Universal, Numer: 602537537594

Michael Patches Stewart – tp, flug, W różnych utworach w różnych składach: Kenny Garrett – as, Henryk Miśkiewicz – as, bcl, Paul Jackson Jr. – g, Marek Napiórkowski – g, Robert Kubiszyn – b, kbd, g, Hamm, perc, prog, Dorota Miśkiewicz – voc, Raul Midon – voc, George Duke – Rhodes, Moog, Paweł Tomaszewski – Rhodes, Nick Smith – kbd, Poogie Bell – dr, Michał Dąbrówka – dr.

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO