Muzycy

Coltrane gitary. Allan Holdsworth

Allan Holdsworth bywa nazywany Coltranem gitary. Dlaczego? Ponieważ nim jest! Jego wpływ na grę na gitarze, nowatorstwo w widzeniu harmonii i w tworzeniu nowych skal oraz stopień świadomości muzycznej jaki osiągnął absolutnie predestynuje go do tego tytułu. Ale ponieważ nikt nie jest prorokiem we własnym kraju, i rzadko we własnych czasach, to Allan zostanie „odkryty” zapewne za jakieś 20-30 lat i wtedy okaże się, że „wielkim muzykiem był”, czy też może nawet będą mówić o np. „Holdsworthach saksofonu”.

My mamy to szczęście, że żyjemy w czasach aktywności zawodowej tego artysty, ba, w czasach, kiedy gitarzysta zagląda do Polski i gra tu koncerty. Wydaje się, że warto choć raz pofatygować się na jego występ, by móc kiedyś wnukom powiedzieć: „widziałem go na żywo”.
Zaczynał od skrzypiec, a potem „przesiadł się” na altówkę. Jak sam wspominał w jednym z wywiadów zrezygnował z niej na rzecz gitary, bo altówka nie dawała mu możliwości grania akordów.
Allan to muzyk od zawsze niezadowolony z tego co zrobił. Pamiętam jego wypowiedź po otwierającej koncert w berlińskim klubie Quasimodo improwizacji. Gdy skończyły się brawa powiedział: „Fajnie, że Wam się podobało, ale nawet nie wiecie, jak żeśmy to spieprzyli!”. Jego krytyczny stosunek do własnej twórczości oraz paląca potrzeba rozwoju sprawiły, że Holdsworth z płyty na płytę eksploruje nowe rejony muzyki, zaś śledząc jego solową dyskografię, każdą kolejną płytą można czuć się zaskoczonym. To muzyk, który nigdy nie odcinał kuponów z poprzednich dokonań.
Jako perfekcjonista i poszukiwacz był także jednym z niewielu gitarzystów posługującym się syntezatorem gitarowym Synth Axe – syntezatorem przypominającym kształtem gitarę, gdzie dźwięki uzyskiwało się naciskając struny i uderzając w specjalne „strunopodobne” kontrolery zamiast jak to na ogół bywa naciskając klawisze.

Przez lata wierny tym urządzeniom, dającym mu zupełnie inne niż gitara środki wyrazu, zrezygnował z nich ostatecznie ze względu na awaryjność i brak serwisu. Wspominając o sprzęcie warto zauważyć, że gitarzysta przez wiele lat używał charakterystycznych bezgłówkowych gitar (m.in. Steinberger) i lutniczych (Bill DeLap).
Holdsworth ma na koncie współpracę z tuzami jazzu (Tony Williams Life Time, Jean-Luc Ponty), rocka (Jack Bruce), rocka progresywnego (Sott Machine), a nawet... pop (grał trasy i pojawia się na płytach zespołu Level 42). Ale to są obrzeża fenomenu tej postaci. Holdsworth od początku miał jasną wizję swojej muzyki, przez kolejne płyty zbierając doświadczenia i odkrywając coraz bardziej niezgłębione dotąd obszary harmonii w muzyce. Z jednej strony powodowało to czasami sytuacje humorystyczne – Allan w jednym z wywiadów zżymał się, że stacje radiowe nie chcą grać jego „piosenek” – ale przede wszystkim pokazało nowe kierunki nowoczesnej muzyki improwizowanej. W połowie lat 90-tych zgodził się nagrać płytę ze standardami, by na znanych utworach unaocznić specyfikę swojej wizji muzyki. Jednak ten krążek, zatytułowany Non Too Soon, nagrany z pianistą Gordonem Beckiem i z sekcją formacji Tribal Tech, czyli Garym Willisem i Kirkiem Covingtonem, nie jest uważany przez „allanologów” za ważny. Bo oprócz nowatorskiej wizji harmonii Allan Holdsworth jest wybitnym kompozytorem, jego muzyka jest głęboko przemyślana i stanowi całość z wyjątkową techniką gry na gitarze. Trzeba podkreślić, że to nie jest prosta muzyka: przez jej kompletną inność potrzeba chwili czasu żeby się z nią oswoić. Natomiast później śledzenie fraz gitary – zwłaszcza w improwizacjach – daje niezwykłą radość obcowania z muzycznym geniuszem Holdswortha. Tu należy powiedzieć słowo o technicznej biegłości muzyka: Eddie Van Halen wprowadzając Holdswortha do swojej macierzystej wytwórni Warner Bros. powiedział o nim: „To co ja gram na gitarze dwoma rękami on załatwia jedną”. Podkreślę, że nie znalazłem ani jednego nagrania gdzie Holdsworth „popisywałby się” swoimi umiejętnościami. U niego wszystko jest ściśle podporządkowane koncepcji muzycznej.

Oczywiście, jak każdemu, zdarzały mu się potknięcia: bootlegi z koncertów z lat 80-tych supergrupy Jacka Bruce’a krążące wśród znawców tematu są anegdotyczne, zwłaszcza momenty, gdy Holdsworth ma grać improwizacje, czy raczej solówki, na prostych pochodach akordów. Gubi się wówczas kompletnie! Całe szczęście takie historie są już za nim.
Artysta posiada swoją niszową, ale naprawdę wierną publiczność. Gwiazdą jest przeze wszystkim w Japonii, potem w Europie. Największymi polskimi fanami Allana są między innymi Cezary Konrad, Robert Kubiszyn, czy Darek Krupa. Ze względu na poziom skomplikowania muzyki tworzonej przez artystę jest ona określana czasem „muzyką dla muzyków”. Bo żeby ogarnąć wszystkie aspekty tego, co się w niej dzieje trzeba być naprawdę bardzo świadomym muzycznie, a docenić wirtuozerię warsztatową mogą chyba tylko muzycy.
W Polsce do tej pory pojawił się trzy razy: dwukrotnie w trio na Warsaw Summer Jazz Days (z Davem Carpenterem i Garym Novakiem oraz z Erniem Tibbsem i Joelem Taylorem) oraz ostatnio na Śląsku w projekcie HoBoLeMa (Holdsworth, Bozzio, Levin, Mastelotto), ale wśród fanów jego muzyki ten projekt nie zdobył większego uznania. Natomiast nierzadko polscy fani – w tym niżej podpisany – skrzykiwali się i organizowali wyjazdy na koncerty jego trio (zwłaszcza w najbardziej kultowym składzie z Jimmym Johnsonem i Garym Husbandem) w czasie jego europejskich tourne obejmujących Berlin lub Pragę.
Trudno zaklasyfikować muzykę Holdswortha – słowo fusion wydaje się tu najlepiej pasować, chociaż ze względu na jej nowatorstwo nie oddaje charakteru jego twórczości. Po prostu trzeba się z nią zapoznać. Warto jednak przed zakupem płyt przejrzeć recenzje, ponieważ ze względu na wieczne poszukiwania, niektóre płyty okazały się „ślepymi uliczkami”. Wśród fanów Allana popularnością cieszą się (chronologicznie) następujące albumy: Metal Fatigue, Secrets, Wardenclyffe Tower, The Sixteen Men of Tain. Warto poznać również Blues For Tony, dwupłytowy live nagrany w składzie Allan Holdsworth, Alan Pasqua, Chad Wackerman i Jimmy Haslip (tak, ten z Yellowjackets!).
Na koniec to, co o Alanie powiedział inny Mistrz: „One of the most interesting guys on guitar on the planet” – Frank Zappa.

autor: Jerzy Szczerbakow

Artykuł został opublikowany w magazynie JazzPRESS z września 2011 r.

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO