Felieton Słowo

Down the Backstreets: Warto zdmuchnąć kurz

Obrazek tytułowy

X Clan To The East, Blackwards

4th & B’way Records, 1990

Ruch afrocentryczny przeżywał na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych wielką popularność w amerykańskiej popkulturze. Jednocześnie trwała pierwsza złota era w historii hip-hopu – raperzy i czarni bracia nakręcali się wzajemnie na opowieści o Matce Afryce i jej kluczowym znaczeniu dla ludzkości, dzięki czemu mogliśmy obserwować wysyp raperów noszących efektowne afrykańskie dashiki. Wśród wszystkich tych wspaniałych twórców nie było jednak nikogo bliższego Afryce niż X Clan. Serio! Nawiązując do słynnego skeczu Negrodamus Dave’a Chappelle’a i Paula Mooneya – Native Tongues wyglądali przy X Clanie jak Bryant Gumbel przy Malcolmie X.

Celem działalności X Clanu było głoszenie dumy rasowej, zwrócenie uwagę na nierówności społeczne dotyczące Afroamerykanów oraz na wielką spuściznę kulturową Afryki, szczególnie Egiptu. Zespół nie dbał o poprawność polityczną. Padało w jego tekstach wiele komunikatów kontrowersyjnych dla białej Ameryki, a zgodnych na przykład z naukami Narodu Islamu. Historię interpretowali według własnej perspektywy – czarni zostali porwani z Afryki, okradzeni z tożsamości i kultury, ich mózgi wyprane przez wrogi im system edukacji, a następnie zostali poddani systemowej i systematycznej eliminacji (AIDS, łatwy dostęp do broni w gettach, heroina, etc.). Niektóre z tych kwestii są niepodważalne nawet dla mieszkańca odległej Polski, ale nie dla zwolennika Ku Klux Klanu z Missisipi.

Duma rasowa często bywa interpretowana jako wrogość wobec przedstawicieli innych ras, dlatego ruch afrocentryczny i zespoły takie jak X Clan wzbudzały wielkie emocje wśród białych w Ameryce. To The East, Blackwards – pierwszy album grupy, powszechnie uważany za ich najlepszy, jest dobrą dokumentacją nastrojów konkretnych grup mniejszościowych w Stanach Zjednoczonych na przełomie dekad. W mojej opinii album nie zestarzał się tak dobrze jak dzieła Public Enemy, A Tribe Called Quest lub Brand Nubian, ale raperzy przez wiele lat często wracali do twórczości X Clanu i cytatów z tego albumu – co pokazuje silny z nim emocjonalny związek. To The East, Blackwards bardzo wiele znaczy dla kultury hip-hopowej.

X Clan na pierwszy rzut oka/ucha bardzo przypomina Public Enemy. Nie tylko w zaangażowanej społecznie i pro-czarnej tematyce, ale również jeśli chodzi o skład zespołu. Rolę frontmana i naczelnego MC grupy pełni rewelacyjny Brother J (odpowiednik Chucka D z Public Enemy), a sporo miejsca zajmują dokrzykiwania i przemówienia hypemana – Professora X (odpowiednik Flavora Flava). Skład X Clanu zmieniał się przez lata kilkukrotnie, niestety również z powodu śmierci – w 1995 roku zmarł producent The Rhythm Provider Sugar Shaft, a w 2006 roku Professor X. Tym niemniej w społeczności hip-hopowej X Clan kojarzy się, podobnie jak Public Enemy, z dwiema naczelnymi postaciami – Brotherem J-em i Professorem X-em.

Pierwszy rapuje prawie wszystkie zwrotki – posiada przyjemny, gładki głos, a jego flow to produkt nowych czasów (czyli końca old schoolu). Wypełnia wersy słowami i rymami, trzyma tempo i kontroluje oddech, rzadko robiąc przerwy. Jednocześnie dba o dykcję i jasność przekazu. Słucha się tego trochę jak (ciekawej!) lekcji historii albo wiedzy o społeczeństwie, podczas której dla przyjemności odbiorców w tle puszczono funkowy bit. Muzyka stanowi tak jakby ramkę dla rapu – skupia na nim uwagę słuchaczy. Liczą się przede wszystkim słowa – komunikat puszczony w świat.

Z kolei Professor X najczęściej albo rozpoczyna utwory monologiem, albo wypełnia przerwy pomiędzy zwrotkami Brothera J-a swoimi hasłami, które na ogół kończy zdaniem: „Vanglorious! This is protected by the red, the black and the green, with a key, sisssiiiieeeeeeees!”. Jest to odniesienie do barw flagi panafrykańskiej oraz egipskiego symbolu anch. Kolor czerwony symbolizuje krew, czarny ludność, a zielony ziemię. Jak wspomniałem na początku, teksty wypełnione są symboliką afrykańską i niezaznajomiony z tematem słuchacz z Europy będzie musiał się ostro nagłowić nad ich znaczeniem. Brother J ma tendencję do rzucania drobnych informacji, które najpierw skłaniają do uważniejszego słuchania danej zwrotki, a następnie do wyszukiwania i poznawania wydarzeń oraz postaci, do których tekst nawiązywał.

Wydaje mi się, że z założenia, Professor X miał brzmieć o wiele poważniej niż Flavor Flav z Public Enemy. W 2020 roku wygłaszane przez niego słowa i ich tonacja, sprawiają jednak wrażenie dość niepoważnych, wręcz komicznych, niczym ulicznego kaznodziei krzyczącego w próżnię w biurowej dzielnicy. Jednocześnie nie sposób odmówić mu sentymentalnego uroku wzbudzającej szacunek ciekawostki z innego kręgu kulturowego. Kompletnie nie z naszego świata, ale możliwej do zrozumienia przy chęci otwarcia umysłu. Dodatkowy plus dla X Clanu jest taki: z wokali zarówno Brothera J-a, jak i Professora X-a biją niekłamany wigor, energia i pasja. A tego i słuchało się świetnie w 1990 roku, i słucha teraz, w 2020.

Cały To The East, Blackwards X Clan wyprodukował sam. Formuła jest prosta i doskonale znana słuchaczom rapu z lat osiemdziesiątych: zapętlone sample i bębny, zapożyczone z innego utworu. Słyszymy fragmenty twórczości między innymi Feli Kutiego, Parliament-Funkadelic, Roya Ayersa czy Billa Withersa. Bity są mocno funkowe i skoczne. Na sucho może się to gryźć z przekazem, ale w gruncie rzeczy jest dość konsekwentne: jesteśmy potomkami afrykańskich królów, pochodzimy z kolebki cywilizacji, mamy najwspanialszą kulturę w historii ludzkości – cieszmy się tym!

Niestety, upływ czasu nie był dla omawianego albumu łaskawy. Środki techniczne dostępne dla producentów hip-hopowych były często w owym czasie dość ograniczone, a postęp techniczny następował bardzo dynamicznie – ofiarą tego stało się wiele albumów wydanych na początku pierwszej złotej ery, w tym To The East, Blackwards. Słychać to szczególnie mocno, jeśli porównamy debiut X Clanu do płyt wydanych dwa, trzy lata później. O ile bitów na To The East, Blackwards słucha się nadal bardzo przyjemnie, to wiele z użytych sampli pojawia się na innych klasycznych hip-hopowych albumach, i porównanie na ogół nie wypada na korzyść omawianej tutaj płyty. Nowinki techniczne oraz kreatywność producentów nowej fali pozwoliły na ciekawsze, mniej archaiczne i po prostu lepsze wykorzystanie sampli. Tym niemniej podkłady wyprodukowane przez X Clan pełnią doskonale swoją rolę jako skocznego tła dla nauk raperów. I chociaż bitów RZA-y czy Sir Jinxa dzisiaj słucha się lepiej, to To The East, Blackwards nadal pozwala wczuć się w atmosferę swoich czasów.

Początkowo części z Was, Drodzy Czytelnicy, ciężko będzie brać na serio X Clan – ze względu na ich wygląd i brzmienie momentami bardzo dalekie od nowoczesności. Ale wielu z Was będzie raz na jakiś czas wracać do To The East, Blackwards. Twórczość X Clanu do dzisiaj spowija mgła unikatowości, a słuchając dwóch pierwszych albumów nadal można poczuć się jak na spotkaniu Narodu Islamu. Brother J jest świetnym raperem: posiada piękny głos, nieoczywiste teksty wypełnione afrykańską symboliką, a flow, choć nieco już archaiczne, spełnia swoją rolę i uzupełnia się z produkcjami. Od debiutanckiej płyty minęło 30 lat, a Professor X nadal może uchodzić za oryginała – nie było i nie ma drugiego kolesia, z którym można by go porównać.

Pomimo tego, że To The East, Blackwards nieco się w mojej opinii zestarzał, zdecydowanie warto przebrnąć przez pierwsze wrażenie staroci, zdmuchnąć niewielką warstwę kurzu, przyzwyczaić uszy i zanurzyć w naukach X Clanu. Ich przekaz jest tak samo aktualny teraz, jak był wtedy. A Brother J – choć obecnie zapomniany – jest jednym z lepszych raperów swoich czasów.

Autor - Adam Tkaczyk / adam-tkaczyk@wp.pl

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO