Felieton Słowo

Down the Backstreets: Początek drugiego życia

Obrazek tytułowy

Cormega – The Realness

Legal Hustle/LandSpeed, 2001

Kariery rapowe zwykle nie trwają długo – bywają intensywne, ale najczęściej krótkie. Ze względu m.in. na szybki postęp technologiczny przez długie lata scena całkowicie zmieniała się w cyklach trzy- i czteroletnich. Jeśli ktoś wydawał swój czwarty album – często był już uznawany za weterana i aby utrzymać uwagę słuchaczy, chwytał się pogoni za trendami i aktualnie modnym brzmieniem. Wynika to z tego, że niestety w przeciwieństwie do np. sceny rockowej, w hip-hopie starsi wykonawcy byli wyrzucani na margines i nazywani przeżytkami, dinozaurami, a chcieli maksymalnie przedłużyć swoje rapowe życie. Na przestrzeni lat znajdziemy jednak kilku raperów, którzy zaliczyli niemalże dwa równie dobre szczyty kreatywne – często oddzielone od siebie wyraźną kreską i dzielące się na mainstream i podziemie. Przykłady: Masta Ace, MF Doom, Del the Funky Homosapien, Cormega. O wyjątkowej karierze tego ostatniego co nieco dzisiaj.

Cormega zaliczył swój debiut na albumie grupy PHD Without Warning w 1991 roku i rozwijał swój talent u boku Marleya Marla i DJ-a Hot Daya. Proces został jednak brutalnie przerwany odsiadką w więzieniu, z którego wyszedł w roku 1995. Jego imię nadal jednak wybrzmiewało w nowojorskich blokowiskach, np. dzięki koledze z osiedla Queensbridge – Nasowi, który wymienił go w utworze One Love ze słynnego albumu Illmatic. Posiadanie ziomka, który jest jedną z najjaśniej akurat świecących gwiazd na scenie, ma swoje zalety – Cormega w 1996 roku pojawił się gościnnie w utworze Affirmative Action z drugiego albumu Nasa It Was Written. Obydwaj należeli do składu supergrupy The Firm, na której album czekał cały rapowy świat. Mega podpisał też solowy kontrakt z jedną z najważniejszych wytwórni w historii rapu – Def Jam. Wydawało się, że wielkiej kariery Cormegi już nic nie zatrzyma. Tymczasem wszystko posypało się jak domek z kart. Konflikt Cormegi z menedżerem Nasa – Stevem Stoutem doprowadził do usunięcia go z The Firm i zastąpienia Naturem. Milczenie ze strony Nasa doprowadziło do zatargu również na stopie prywatnej, ale pech nie zamierzał odpuszczać – wkrótce Def Jam odmówił wydania debiutanckiego albumu The Testament. I tak, w krótkim czasie, muzyczna kariera Cormegi stanęła pod znakiem zapytania.Def Jam trzymał Cormegę u siebie przez trzy lata, podczas których – jak mówi raper – „był grzeczny i cierpliwy”. W 2000 roku był już wolnym artystą, spragnionym wydawania muzyki. Otrzymywał oferty od innych wytwórni, ale te nie mogły zapewnić mu szybkiego wydania albumu – a na tym zależało mu najbardziej. Założył własny label – Legal Hustle i w lipcu 2001 roku hip-hop dostał wreszcie debiutancki album Cormegi, zatytułowany The Realness.

Na The Realness lśni przede wszystkim coś, co stało się w dalszych latach cechą charakterystyczną albumów Cormegi – świetne bity. Niemal każdy jest perełką ulicznego brzmienia, dostosowanego do wymogów początku XXI wieku. Jednocześnie bardzo cenię ich konsekwencję – dużą bolączką twórczości czołowych raperów początku nowego tysiąclecia jest chęć zaspokojenia fanów różnych brzmień. Taki np. Noreaga chciał swoimi albumami zadowolić i zwolenników nowojorskiego boom bapu, i fanów Brudnego Południa, i wytwórni Cash Money, i słuchaczy bardziej funkowej muzyki z Zachodniego Wybrzeża. Często wychodziły z tego średnio udane bajaderki, a momentami wręcz kompletnie niestrawne papki. Natomiast Cormega wie, w czym jest dobry i czego oczekują jego fani – twardego, ulicznego, nowojorskiego brzmienia. Bitów, które brzmią jak tło do rozmów na blokowych ławkach. Bitów, na których uliczni dilerzy zastanawiają się nad swoimi życiowymi wyborami, ale jednocześnie dają znać wrogom, żeby z nimi nie zadzierali. Bitów opartych na samplach i bębnach – surowych, bez dodatkowych upiększaczy. Tego się trzyma na The Realness i dalszych albumach. Lista producentów jest bardzo zróżnicowana, a oprócz mniej znanych twórców z Queensbridge (którzy w kolejnych latach zyskali większą sławę, jak Sha Money XL czy Ayatollah) mamy też podkłady Havoca i Alchemista.

Co do samego Megi – oprócz ucha do bitów, teksty to jego najmocniejsza strona. The Realness i albumy wydane w ciągu kolejnych kilku lat wypełnione są żalem do ziomków, którzy w jego oczach okazali się zdrajcami, a także obietnicami wierności ulicznemu kodeksowi. Wydaje się, że Cormega w owym czasie, po latach niepowodzeń, był mentalnie w ciemnym miejscu i musiał z siebie wyrzucić wiele negatywnych emocji. Na szczęście obecnie już charakter jego twórczości się zmienił i większość konfliktów – w tym ten z Nasem, szczególnie eksploatowany przez media – jest zakończony i zapomniany, ale wtedy Mega sprawiał wrażenie osoby bardzo gorzkiej i nieufnej. Środki, których używa, są proste, ale bijąca z jego rapu autentyczność, emocje i narracja wciągają słuchacza w atmosferę i po prostu wzbudzają zainteresowanie. W pełni rozumiem natomiast osoby, którym Cormega nie pasuje. Głos ma mocno przeciętny, żeby nie powiedzieć słaby, a flow raczej nikt nie uzna za wzorcowe.

Droga niezależności i decyzja o wydaniu płyty na własną rękę opłaciła się Cormedze – album sprzedał się w liczbie ponad 150 tysięcy, dzięki czemu, jak sam mówi, zarobił o wiele lepiej niż wykonawcy sprzedający miliony egzemplarzy w wytwórniach głównego nurtu. Niecały rok po The Realness, w czerwcu 2002 roku Cormega wydał kolejny, równie dobry album – True Meaning, w 2004 gorszy, przepełniony gościnnymi zwrotkami Legal Hustle. Za to w 2005 dostaliśmy w końcu świetny The Testament – czyli tę płytę, która miała ukazać się lata wcześniej nakładem Def Jam. Pomimo kilku drobnych wpadek – dyskografia Cormegi to jeden z najbardziej konsekwentnych i po prostu najlepszych rapowych katalogów XXI wieku. Jego ucho do bitów jest absolutnie fantastyczne, a postać, którą kreuje interesująca i wzbudzająca szacunek.

Autor Adam tkaczyk

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO