Felieton Słowo

My Favorite Things (or quite the opposite…): Improwizowana gra w klasy

Obrazek tytułowy

„(…) ze statków dzielnicy Storyville narodziła się jedyna uniwersalna muzyka tego wieku, coś, co zbliża do siebie ludzi lepiej i bardziej niż esperanto, niż UNESCO, niż linie lotnicze, muzyka wystarczająco prymitywna, aby stała się powszechną i wystarczająco dobra, aby stworzyć swoją własną historię, (…) muzyka, która pozwala na wszystko, zarówno wyobraźni, jak gustom, 78-obrotowa kolekcja instrumentalistów z Freddy Keppardem czy też Bunk Johnsonem, reakcyjna wyłączność Dixielandu, akademicka specjalizacja Bixa Beiderbecke’a albo skok ku wielkiej przygodzie Theloniousa Monka, Horace’a Silvera lub Thada Jonesa, mieszczaństwo Errolla Garnera lub Arta Tatuma, żale i przysięgi, predylekcje do małych zespołów, tajemnicze nagrania pod pseudonimami i tytułami narzucane przez wytwórnie płyt (…)”.

Cytat, który brzmi jak urywek eseju o historii jazzu jest fragmentem beletrystyki, mało tego, pochodzi z powieści należącej do światowego kanonu literatury dwudziestego wieku. Różnego typu związki jazzu z literaturą gościły w tej rubryce już wielokrotnie. Twórczość beatników, postać Borisa Viana czy powieść Około północy Mariusza Czubaja pojawiały się w różnych kontekstach i pokazywały, jak różnorodne role może odgrywać muzyka jazzowa w literaturze. Idąc tym tropem trudno pominąć prawdopodobnie najbardziej jazzową powieść na świecie. Tym sposobem po wielu latach wróciłem do książki, która kiedyś stanowiła dla wielu niemal obiekt kultu. Ponowna lektura Gry w klasy Julio Cortázara okazała się nie tylko nostalgicznym powrotem młodzieńczych fascynacji – dała mi dużo zupełnie świeżych, dobrych wrażeń czytelniczych, ale także podsunęła kilka wątków wartych poruszenia na łamach JazzPRESSu.

Fragment ze wstępu jest tylko niewielką częścią zdania (!), które ciągnie się przez trzy strony książki i stanowi strumień świadomości jednego z bohaterów wywołany dźwiękami muzyki. Bo w Grze w klasy słucha się dużo jazzu. Pilar Peyrats Lasuén w swojej pracy Jazzuela. El jazz en Rayuela, la novela de Julio Cortázar wymienia 21 nawiązań do konkretnych, istniejących utworów jazzowych, które możemy znaleźć w powieści, a najbardziej wnikliwi czytelnicy doszukają się ich nawet więcej. Jazz jest więc istotną częścią fabuły – współtworzy atmosferę wielu scen, dopełnia charakterystykę postaci. Jest nośnikiem emocji, ale także idei – wolności, buntu. Pomaga budować czasem nerwową, czasem mroczną, duszną aurę wokół opisywanych wydarzeń. Bohaterowie dyskutują o muzyce, komentują słuchane płyty, a nawet konkretne solówki.

Obecność jazzu w warstwie fabularnej powieści jest najbardziej widoczną formą występowania związków muzyki z dziełem Cortázara, ale zdecydowanie nie jedyną. Koniecznie trzeba zwrócić uwagę na język. Chociażby w cytowanym już fragmencie, Cortázar odrzuca przyjęte formy narracji – nie stawiając ani jednej kropki na niemal trzech stronach tekstu, uwalnia się od struktur składni tak, jak improwizacja uwalnia się od ograniczeń wielu zasad funkcjonujących w muzyce.

Julio Cortázar wielokrotnie porównywał improwizację jazzową do pisania pozwalającego autorowi czerpać bezpośrednio z zasobów podświadomości. Czytając Grę w klasy, możemy się przekonać, że zmiany rytmu, tonacji czy rzeczona improwizacja nie są określeniami zastrzeżonymi dla muzyki. Z powodzeniem mogą odnosić się do twórczości literackiej.

Kolejną warstwą jazzowo-literackich koneksji jest konstrukcja powieści. Możliwość różnej kolejności czytania poszczególnych rozdziałów jest zaproszeniem czytelnika do uczestnictwa w procesie twórczym. Tym samym efekt końcowy lektury nabiera w pewnym sensie znamion improwizacji.

Co prawda autor sugeruje dwa możliwe sposoby czytania, ale pisząc: „Na swój sposób książka ta zawiera w sobie wiele innych książek”, nie wyklucza, że może być ich więcej. Takie podejście zostało przez autora rozwinięte w powieści 62. Model do składania, (nawiązującej do 62 rozdziału Gry w klasy), w której czytelnik dostaje pełną swobodę w przemieszczaniu się pomiędzy poszczególnymi częściami powieści.

Jazz był jedną z największych miłości Cortázara. Pisarz próbował nawet grać na trąbce, ale jak sam przyznawał, nigdy nie był w tym dobry. Po mistrzowsku wplatał natomiast jazz do swej twórczości literackiej. Opowiadanie Prześladowca to historia saksofonisty Johnny'ego Cartera, uzależnionego od marihuany i alkoholu, która została zainspirowana postacią Charliego Parkera. We wstępie do książki W osiemdziesiąt światów dookoła dnia Cortázar napisał: „mojemu imiennikowi zawdzięczam tytuł tej książki, a Lesterowi Youngowi wolność zmiany go bez naruszania planetarnej sagi Phileasa Fogga”. Z jazzowej inspiracji wywodzi się także nazwa postaci znana z późniejszego cyklu Opowiadania o kronopiach i famach – ma ona swoje źródło w znacznie wcześniejszym tekście Louis, przeogromny kronopio, poświęconym Armstrongowi.

Fani Cortázara jego samego nazywają Wiekim Kronopiem. Kronopie są „zielone, zjeżone, wilgotne, są strasznymi bałaganiarzami, nigdy niczego nie pamiętają”, ale z pewnością nie to przesądziło o takim przydomku pisarza. Raczej to, że „potrafią się cieszyć, lubią śpiewać, mają fantazję”. Kronopie uosabiają to, co autentyczne, wrażliwe i niepowtarzalne, a stawiane w opozycji do nich famy – to, co praktyczne, uporządkowane, pozbawione wyobraźni. Taka charakterystyka nie pozostawia wątpliwości – jazz jest językiem kronopiów. Język Wielkiego Kronopia jest jazzem. Czy ktoś pamięta jeszcze grę klasy? Warto sobie przypomnieć – sięgając po książkę lub… skacząc na jednej nodze.

Piotr Rytowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO