fot. Gabriela Kurylewicz
Muszę opowiedzieć to, co od bardzo dawna powiedzieć chciałam. A może lepiej nie powiedzieć nic? Nic jest przecież łatwiejsze i poczytniejsze od czegoś. Nic jako nic zupełnie, wynikające ze wstrętu do słów i rozmów z ludźmi zamilknięcie całkowite lub nic jako brak, umniejszenie, uśrednienie, ułatwienie, przystępna redukcja, upraszczająca i kłamliwa aranżacja, tak miła dla wielu zadowolonych z siebie ignorantów. Urok jednej i drugiej nicości znali i wykorzystywali zręcznie sofiści, Protagoras, Gorgiasz, Lizjasz. Znał go Sokrates, który choć za sofistę był uważany, sofistów nie lubił szczerze i przeciwstawiał się im całą swoją i Platona filozofią.
Nie mówić nic to zrezygnować z mówienia i myślenia, a także czucia. Jest to mizologia, choroba duszy, która dotyka ludzi wrażliwych i pozbawionych sił, coś, czego Sokrates obawiał się najbardziej. Niemówienie może oznaczać również takie mówienie, żeby nie powiedzieć prawdy, której znać się nie chce i poznać nie próbuje. To także choroba duszy, dość powszechna u ludzi i promowana przez media od początku ich funkcjonowania, a więc, zdaniem Platona, od wynalezienia pisma.
Platon naturalnie nie był wrogiem pisarstwa, starał się tylko poważnie traktować przestrogę Sokratesa, by sztuka pisania służyła sztuce myślenia, a ta, by – mimo wszystkich trudności – wynikała bezpośrednio z ukochania prawdy. Bo prawda jest, istnieje, bardziej, niż masie ignorantów może się wydawać, i znacznie ciekawiej, niż przebiegłym sofistom opłaca się wmawiać swoim klientom.
Pisanie może sprzyjać myśleniu, a myślenie prowadzić do piękna prawdy istniejącej pod warunkiem, że się przyjmie, że dusza jako zasada życia nie może być śmiertelna. W Fedonie Platona (fr. 72e-73a) Sokrates rozmawiając ze swoimi uczniami, Kebesem i Simiaszem, przyznaje, że nie jest oszustwem zgoda na to, że istnieje życie dłuższe niż śmierć i że są dusze zmarłych, przy czym lepszym z nich jest lepiej, a gorszym gorzej.
Co więcej, całe nasze uczenie się jest przypominaniem sobie pojęć, zasad, bytów matematycznych, idei, które dusza człowieka jednostkowego zna, bo poznała dużo wcześniej niż w tutejszym, doczesnym, empirycznym życiu ziemskim. Prawdziwe poznanie jest dosięgnięciem myślą rzeczywistości duchowej, a jest możliwe dlatego, że prawda źródłowa, idea prawdy istnieje.
Droga do prawdy jest tak złożona jak droga do piękna, choć samo piękno i sama prawda, jako duchowe rzeczy, idee, są zachwycająco proste. W tymże Fedonie (fr. 85c-d) Simiasz prowokuje do myślenia swojego kolegę Kebesa i nauczyciela Sokratesa jednymi z najpiękniejszych słów w całej filozofii: „Zdaje mi się, Sokratesie, być może, tak samo jak i tobie, że o nieśmiertelności duszy wiedzieć coś jasnego w obecnym życiu albo w ogóle nie można, albo niezmiernie trudno. A cokolwiek się o tym mówi, trzeba rozważać krytycznie, z całą energią rozpatrywać i próbować przemyśleć dokąd tylko wystarczy człowiekowi sił. W tych sprawach przecież trzeba do jednego dojść: albo się dowiedzieć, jak to jest, albo wpaść na to, albo, jeśli to niemożliwe, przyjąć z tego, co ludzie o tym mówią, to, co najlepsze i co najtrudniej wywrócić, i na tym płynąć jak na desce; może się i tak życie przepłynie, jeśli kogoś nie stać na bezpieczniejszy i mocniejszy statek, względnie jakąś boską myśl”.
Nieśmiertelność duszy nie jest do poznania z obserwacji życia empirycznego, z wrażeń i mniemań, bo życie na tym poziomie jest zbyt chaotyczne. Nieśmiertelność duszy poznać można tylko szukając piękna, prawdziwego piękna, ucząc się matematyki, muzyki, poezji, filozofii, ucząc się i rozmawiając o tym z drugim, bliskim człowiekiem. „Kogoś musisz mieć, głupstwa, głupstwa pleść” – śpiewała moja Mama Wanda Warska. „Trzeba sobie coś powiedzieć”– mówił mój Tata Andrzej Kurylewicz. W domu naszym na Żoliborzu i w naszej Piwnicy na Rynku Starego Miasta, też w domu, i w chatce naszej w Karwi podobnie, mieliśmy dla siebie dużo czasu, pies słuchał, a my rozmawialiśmy o ważnych, fascynujących rzeczach, o muzyce, poezji, morzu, niebie i o najważniejszym – pięknie. Sztuka przecież, jak całe nasze myślenie, jest, powinna być rozmową.
Gabriela Kurylewicz
Ziarenko piasku
Gdy stoję na plaży, nad otwartym morzem, niebo jest bardzo blisko.
Gdy siadam na piasku, w słońcu, niebo dotyka mi czapki.
Siadasz koło mnie i wylatujemy w przestworza niestrudzonej myśli.
Chyba że ziarenko piasku wpadnie do oka któremuś z nas.
Wtedy myśl wyhamowuje, oddalają się przestworza i jest oko i ziarenko piasku.
Wiersz z tomu Wydłużyć horyzont, Kraków 1997. Copyright Gabriela Kurylewicz & Fundacja Forma.