Pejzaż niebieski, olej na desce, 18 VIII 23, Karwia, fot. Piwnica Artystyczna Kurylewiczów
O ziemi, na której mieszkają i na której się urodzili, Anglicy mówią Fatherland albo Motherland. My mówimy ojczyzna, ziemia Ojca, ziemia Matki. Ojczyzna to dom. Jednak lepiej będzie, jeśli powiem, że tak a tak uważam ja, ponieważ – chyba można się ze mną zgodzić – coraz trudniej o porozumienie osób, porozumienie ludzi, autentyczne porozumienie na gruncie wspólnych lub przynajmniej w kulturalnym dialogu konfrontowanych racji – myśli, pragnień, odczuć, postanowień, zasad, praw, idei.
Gdzie jest mój dom? Tam, gdzie się wychowałam, gdzie wychowali mnie i dokąd mnie poprowadzili moi rodzice – do życia i bardzo przecież związanej z życiem i uzasadniającej życie sztuki. Moi rodzice – Wanda Warska i Andrzej Kurylewicz – odeszli w 2007 i 2019 roku, odeszli w sensie państwowym i administracyjnym, usunięto ich ze stowarzyszeń i związków twórczych, do których należeli, a nawet z ksiąg wieczystych nieruchomości. Kontynuuję zatem obecność Kurylewicza i Warskiej ja, tak jak potrafię, wdzięcznie i nie bez trudności.
Społeczeństwo polskie współcześnie jest wspólnotą w ogromnej mierze nowobogacką i proletariacką. We współczesnej świadomości społecznej dziedziczenie dóbr materialnych i dóbr duchowych jest potocznie wysoce podejrzane. Jeśli ktoś coś odziedziczył, to na pewno nie zasłużył, tak się uważa. Przeważnie w Polsce się sądzi, że jeśli ktoś coś ma, to dlatego, że ukradł, a jeśli ktoś coś posiada i dba o to, to dlatego, że pieniądze dostał, a otrzymał je niesprawiedliwie. W społeczeństwie naszym nie ma albo jest bardzo mało poszanowania i zrozumienia dla własności prywatnej, zatem zrozumienie i poczucie dobra wspólnego – opartego na dobru prywatnym, jednostkowym – jest w zaniku, prawie nie istnieje.
Moją ojczyzną i moim dobrem wspólnym, opartym na dobru prywatnym, jednostkowym, jest moja pracownia twórcza – Pracownia Muzyki, Poezji i Filozofii – Piwnica Artystyczna Kurylewiczów. Jest ulokowana w kosmosie w dwóch miejscach w Polsce, w zabytkowej szkole w Mariewie i zabytkowym kościele w Wierzchucinie. Są to miejsca, do których mam tytuł prawny, tytuł własności. Tytuł egzystencjalny i duchowy mam do tych miejsc również, bo o nie dbam, własnymi środkami, na moją miarę i w moim czasie.
Chciałabym, żeby moja ojczyzna była w skrawku plaży i morza w Karwi, w czasie gdy spaceruję z moim psem Argą, gończą polską, albo choćby przez piętnaście minut, gdy świeci słońce i gdy pływam przy przejściu 40. I tak niekiedy układa się szczęśliwie, na krótki, cenny czas, o ile jakiś rodak czy obywatel nie zakłóci piękna, koloru i mistycznej muzyki morza rykiem silnika motorówki lub tranzystora z produkcją pop.
Dlatego moja ojczyzna istnieje realnieprzede wszystkim za moim płotem, za parkanem zarośniętym przyjacielskimi drzewami, i jest też w myślach i słowach wiersza, jest w nutkach utworów muzycznych (dzieł rodziców moich i w moich szkicach), a ostatnio na deskach, deseczkach, które ratuję i na których maluję historie prawdziwe.
MORZE TAK BARDZO ŁAGODNE
Morze tak bardzo łagodne
w ugrze, błękicie i sienie.
Drzewa cudownie spokojne
w wietrze, deszczu i słońcu.
Taka rozległość barw, dźwięków
i rzeczy do pomyślenia
wspaniałych albo strasznych!
Kreska horyzontu jest moją szablą
do pojedynkowania się
z nikczemnym złem.
Światła duszy broni
biel tytanowa z kredy,
zieleń, szarość, brąz ziół
i aksamitna czerń.
Niteczki myśli tkam farbami
z kredek, tubek i słoiczków
pędzlem, szmatką, oddechem.
Księżyc jest lampą,
a jego poświata z cieni
jest drogą do innych –
nadbłękitnych oceanów,
księżyców i słońc.
Choć przecież te nasze –
są najkochańsze,
a śpiewność morza naszego
najdroższą muzyką.
17 VII 23
Wiersz z tomu Gabrieli Kurylewicz Karwia-świat, Fundacja Forma, Warszawa 2023. Copyright Gabriela Kurylewicz.