Piwnica Artystyczna Wandy Warskiej i Andrzeja Kurylewicza, 22 października 2022 r., fot. Gabriela Kurylewicz
Mamy ogromne szczęście, że wojna jeszcze nie dotarła do nas. Choć odczuwalny jest fetor nieodległego rosyjskiego bolszewizmu lub gorzej, neobolszewizmu. Gdyby ktoś nie wiedział, czym jest bolszewizm rosyjski, odpowiem, że jego istotą jest złodziejstwo, skrajnie zakłamane złodziejstwo. Zwykły złodziej, włoski na przykład, kradnie rower i ucieka, a złodziej bolszewicki o rosyjskiej proweniencji kradnie rower i nadto okradzionego człowieka oskarża o kradzież nie jednego roweru, lecz całego sklepu z rowerami i samolotami.
Złodziejstwo bolszewickie, rosyjskie jest szczególnie przewrotne i bezczelne. Złodziejstwo to, zakłamane z gruntu, jest dla człowieka uczciwie myślącego i dobrze wychowanego taką bombą absurdu, że trudno znaleźć słowa, by odpowiedzieć. Ale odpowiedzieć trzeba. Bronią. Bronią wojskową tam, gdzie już jest wojna, lub – gdy jeszcze panuje względny pokój – bronią prawną, wynajmując adwokata, względnie adwokatów – co jest kosztowne, lecz konieczne. Można też na złodziejstwo i zło nie odpowiadać, choć jest to wyjście smutne i kompromitujące moim zdaniem, gdyż brak reakcji na zło jest udzieleniem złu przyzwolenia.
Walka ze złodziejstwem jest dla człowieka uczciwie i twórczo myślącego męcząca i dekoncentrująca, ale bywa konieczna i należy do owych konieczności nieszczęsnych, z którymi rozum musi się zmagać i użerać, ażeby opór zła, zawsze tak czy inaczej bezmyślnego i bezdusznego przecież, przełamywać i nakłaniać do refleksji, odpowiedzialności i logiczności. Na długo przed powstaniem „fenomenu” państwa rosyjskiego i bolszewickiego filozof grecki Platon odkrył, że złodziej i złoczyńca największą szkodę wyrządza sam sobie, bo krzywym myśleniem i działaniem swoim pozwala złu zniszczyć swoją duszę dogłębnie i być może nienaprawialnie. Zatrudniani przez korporacje złodziejskie propagandyści, również prawnicy, pracując dla pieniędzy przeciw dobru na rzecz zła, tracą wolność i sprawiedliwość myślenia i sami stają się bankrutami duchowymi. Odróżnienie dobra od zła i umiejętność wyboru dobra lub – po wyborze złym – powrotu do dobra jest najważniejszą częścią filozofii i całej kultury duchowej – muzyki.
Wierzę, że muzyka nie rodzi się z podłości i małoduszności. Pochodzenie muzyki jest wysokie, mistyczne. I nie znaczy to, że muzyka jest nierealna. Przeciwnie, muzyka jest i prowadzi ludzi natchnionych i szczęśliwie zainteresowanych do realności największej, nieskończonej, niepojętej, idealnej. Mam ten przywilej, że byłam obecna przy takiej muzyce. Była to muzyka ściśle związana z poezją i dokonywała się niewiarygodnie w wykonaniu moich Rodziców – Wandy Warskiej i Andrzeja Kurylewicza w ich, a później naszej Piwnicy Artystycznej na Rynku Starego Miasta 19 w Warszawie. Więcej, muzyka ukształtowała wnętrze Piwnicy, jej architekturę, w każdym metrze szlachetną i funkcjonalną, swoim wyglądem zewnętrznym i wewnętrzną formą przypominającą instrument muzyczny i zarazem okręt do odbywania podróży mniej lub bardziej trudnych w poszukiwaniu piękna.
Wartością Piwnicy naszej, mojej, była – i jest jeszcze przez chwilę przynajmniej – możliwość usłyszenia muzyki i poezji i wartości z ciszy. Nie jest to cisza próżniowa, lecz akustyczna. Jest to cisza, z której i dzięki której człowiek może myśleć samodzielnie i niezależnie. Ciszy tej zawsze bardzo strzegliśmy. Dlatego koncerty piwniczne odbywały się głównie w poniedziałki, bo wówczas w sąsiedztwie było relatywnie najciszej. I nie przeszkadzało nam, że wejście jest nieoczywiste i trzeba iść długim korytarzem i wieloma, wieloma schodami w dół. I rury – bo to Piwnica bez okien i ze strasznymi, obcymi rurami – zamalowywaliśmy i zabudowywaliśmy deskami woskowanymi i harmonizującymi z woskowaną i ukochaną przez nas podłogą – z desek naturalnie.
Teraz kiedy ważą się dalsze losy Piwnicy, kiedy Mazowiecki Wojewódzki Konserwator Zabytków albo Stołeczny Konserwator Zabytków mogą naprawić popełniony błąd i naszą zabytkową Piwnicę można jeszcze wciąż uratować – zastanawiam się, czy Piwnica Artystyczna Kurylewiczów to miejsce czy sposób myślenia, czy jedno i drugie. Czy może jest tak, że Piwnica Artystyczna Kurylewiczów to raczej myślenie, wolne, twórcze, bardzo osobiste, które zrodziło się w tym miejscu konkretnym i miejsce to z wdzięcznością kształtowało przez lat 55, a teraz myślenie to albo w tym miejscu pozostanie – jeśli zostanie zachowana metafizyczna miara – albo z niego wyprowadzi się – z konieczności nieszczęsnej – do miejsca szczęśliwszego, bezpieczniejszego, skoro zapanował czas, kiedy konstelacja miejsc, miasto niszczone przez ludzi, a zwłaszcza przez złodziei, traci ducha.
Kwiaty żywe nie rosną wszędzie. Tylko, jak śpiewa Wanda Warska, moja Mama:
„Kwiaty rosną zawsze wszędzie
Tam, gdzie im najlepiej będzie”.
(***)
Terminu końca nie znam.
Nie wiem, którędy wejście –
Z czujności czy ze snu.
I jaki będzie, nie wiem –
długi jak lodowca cień,
krótki jak ostrze zachwytu?
Wiersz z tomu Gabrieli Kurylewicz, Tristia, wyd. I, Piwnica Artystyczna W. Warskiej i A. Kurylewicza, Warszawa 2003.
Gabriela Kurylewicz