fot. Gabriela Kurylewicz
Wieje, jakby diabeł się powiesił. Wieje od wczoraj, ale diabeł się powiesił znacznie wcześniej. To stare powiedzenie nie oznacza, że diabeł skończył ze sobą, tylko postanowił skończyć z nami. Wyobrażałam sobie zawsze, że na ogromnych, długich sznurach, na gigantycznej huśtawce zawieszonej nad całym naszym globem buja się ów Pan D. Buja się i wprawia nas wszystkich w szaleństwo. Nie jest winien wiatr Nord-West, tylko Pan D. Starszy od nas wszystkich, dawniejszy od lodów i śniegu, od spiekoty i pustyni, i od samego najgwałtowniejszego wiatru.
Kant w swojej Rozprawie o pochodzeniu zła zauważa, że zło jest dawniejsze od ludzi, ich umiejętności i braków. Zło pochodzi autorsko od anioła zła. Wczesnochrześcijański filozof Dionizy Pseudo-Areopagita, rozwijając myśl św. Pawła, a jeszcze wcześniej zapewne Platona, twierdził, że zło to zawiść, smutek z powodu dobra, stan ducha, którego nie może mieć Bóg, ale duch czysty, demon może całkiem prawdopodobnie. Zawiść też może dotykać i często zaraża ludzi. Tylko ludzi. Gdyż cała natura stworzona – fizyczna i duchowa – rośliny, zwierzęta, kosmos, są od zawiści wolne. A więc jedynie ludzie i huśtający się nad ich głowami i w ich głowach Pan D. chorują na zawiść. Zawiść i nienawiść (invidia) to najcięższe choroby, jakie mogą dotknąć duszy człowieka i zniszczyć jeśli nie świat cały, to wielką jego część, tę, która jest domem ludzi.
Lekarstwem na nienawiść i zawiść są przyjaźń i miłość. Powinny nim być filozofia, poezja i muzyka, cała kultura logiczna i racjonalna, oparta na uszanowaniu mądrości naturalnej i nadnaturalnej, boskiej. Tak twierdził Platon i Boecjusz, i chcę wierzyć, że tak jest. Łagodniejsza odmiana zawiści to intelektualna małość, małoduszność, skąpstwo ducha, na które cierpią niekiedy również profesjonaliści i komisje konkursowe, a także festiwalowe gremia. Bo czym, jeśli nie małodusznością i chyba zawiścią, wytłumaczyć to, że w 1971 roku zarząd Jazz Jamboree w Warszawie odmówił moim Rodzicom, Andrzejowi Kurylewiczowi i Wandzie Warskiej, wystąpienia z awangardowym i świetnym programem Contemporary Music Formation?
Kurylewicz i Warska występowali ze swoimi programami autorskimi na Jazz Jamboree co roku od początku istnienia festiwalu. Wiem, że program proponowany przez nich w 1971 roku był wybitny, bo mam płytę pod tym samym tytułem, Contemporary Music Formation, nagraną i wydaną w Londynie przez Apollo Sound w roku 1973. Mam tę płytę z Taty podpisem i słucham jej tej zimy z ogromnym wzruszeniem.
Treścią płyty jest pięć super kompozycji Kurylewicza: Rondo (9.25), Shimmy (3.30), Oscillaziones (6.14), Confrontation (15.35), Oberek (3.17). Dwoje skrzypiec, altówka, kontrabas, perkusja i zwłaszcza Ojca puzon, fortepian i Matki głos są dla mnie szlachetną bronią przed smutkiem i gniewem i – nie daj Bóg – znienawidzeniem tych, którzy lekceważą wielkie sprawy ducha i degradują nasz dom i kosmos. Dotyka mnie jednak – i pewno nie mnie jedną – finansowe zero albo nawet zero i zero. Ale angielskiej płyty nie sprzedam. Nikomu nie zazdroszczę, nikogo nie nienawidzę, ale martwię się, a raczej martwimy się filozoficznie, ja i mój pies.
Gabriela Kurylewicz
ŻEBY
Żeby dziś było wczoraj,
a wczoraj przedwczoraj,
to bym wiele dała.
Żeby sto było tysiąc,
a tysiąc dziesięć
tysięcy –
to miałabym spokój
na kilka miesięcy.
Mogę przysiąc.
Zajmowałabym się
nutkami, harmoniami,
słowami, melodiami.
Rozmawiałabym
z jaszczurkami
słowikami, jeżami
i naturalnie z wybitnymi
psami.
Bym się nie przejmowała
bliźnimi bandziorami
dóbr intelektu.
Chociaż przez chwilę
byłoby milej!
Wiersz z tomu Zaśpiew, Warszawa 2020.