Felieton Słowo

Down the Backstreets: Pustka nie do wypełnienia

Obrazek tytułowy

Ka – The Thief Next to Jesus

(Iron Works Records, 2024)

Planowałem napisać tekst o Ka już bardzo dawno temu. Jego sztuka bywa jednak onieśmielająca. Co prawda opowiedziałem o nim na antenie RadioJAZZ.FM w 2020 roku, ale tekst pisany to zupełnie inna bajka, wymagająca staranniejszej pracy. Odkładałem to na przyszłość, tłumacząc sobie samemu, że „muszę mieć więcej czasu” lub „moje umiejętności jeszcze nie osiągnęły takiego poziomu, by godnie oddać artyzm tego rapera”. Dzisiaj zostałem do tego niemal zmuszony, a artykuł z regularnego felietonu/recenzji przeobraził się w pożegnanie wielkiego artysty. Ka odszedł nagle 12 października 2024 roku, w wieku zaledwie 52 lat. Piszę zatem, mając świadomość, że nie da się przedstawić takiego artysty jak on w kilku, czy nawet kilkunastu zdaniach. Wydaje się, że jedynym, który by podołał, był sam Ka. Zachęcam więc do sięgnięcia do jego katalogu i zagłębienia się samemu w wyjątkowe dzieła, jakie pozostawił.

Ka rozpoczął karierę muzyczną w latach 90., jako członek grup: najpierw Natural Elements, następne Nightbreed. Po nieudanych próbach przebicia się w branży porzucił tworzenie na rzecz zawodu strażaka w Nowym Jorku – tam doczekał się stopnia kapitana i służył m.in. podczas ataków terrorystycznych 11 września 2001 roku. Lata później, za namową swojej partnerki, byłej redaktor naczelnej magazynu VIBE Mimi Valdés, powrócił do pisania i rapowania – dla własnej potrzeby, bez wielkich ambicji podbicia sceny. W 2008 roku wydał album Iron Works oraz pojawił się gościnnie na albumie Pro Tools GZA-y/Geniusa. Cztery lata później ukazał się album Grief Pedigree, na którym Ka zdefiniował swoje brzmienie i który de facto można uznać za początek jego drugiej kariery.

Jego muzyka była cicha i skromna, zawierająca jedynie niezbędne elementy (często pozbawiona bębnów), ale robiła piorunujące wrażenie. Ka jak mało kto potrafił przenieść słuchacza do wewnątrz swojego świata. Albumy najczęściej zawierały motyw przewodni, wymagały uważnego słuchania – często dotykały tematyki, z którą stereotypowo myślący odbiorcy nie skojarzą hip-hopu: greckiej mitologii (Orpheus vs. the Sirens z 2018), szachów (The Night’s Gambit z 2013), kodeksu samurajskiego (Honor Killed the Samurai z 2016), historii biblijnych (Descendants of Cain z 2020), a nawet innych dzieł kultury (Days with Dr. Yen Lo z 2015). Teksty były zabójczo precyzyjne, wypełnione metaforami i aforyzmami, często pojedyncze dwuwersy wyciągnięte bez kontekstu spokojnie można było pomylić ze spuścizną starożytnych filozofów.

Ka rapował jednostajnym tempem i chropowatym, niskim głosem, niezwykle rzadko go podnosząc, niczym mędrzec wśród uczniów. Używał brutalnych, boleśnie prawdziwych słów, jednocześnie pozostając skromnym i światłym. Klimatyczna produkcja otaczała jego rap chłodem, grozą, surowością, atmosferą nocy i tajemnicy. Większość swoich utworów Ka wyprodukował osobiście (często reżyserował też teledyski). Cierpliwie rzeźbił swoją sztukę, udoskonalał ją, usuwał kolejne niepotrzebne warstwy, aż do jej najczystszej formy. Był arcymistrzem słowa i dźwięku, unikatowym zjawiskiem na muzycznej scenie. Jedynie incydentalnie udzielał wywiadów, często odmawiał nagrywania gościnnych zwrotek, nie koncertował. Jednocześnie – dbał o każdą spotkaną osobę. Przy okazji premier albumów organizował spotkania z fanami, na których sprzedawał płyty i gadżety, a przede wszystkim – rozmawiał z ludźmi, często nawiązując z nimi głębokie, ciepłe relacje. Każde zamówienie on-line oraz prośbę od prasy obsługiwał osobiście. Wylew miłości w mediach społecznościowych od przedstawicieli wszystkich zakątków świata hip-hopu po potwierdzeniu się smutnych wieści o jego śmierci pokazał, jak wspaniałą osobą prywatnie był Ka oraz ile znaczył dla środowiska.

Wydany w sierpniu 2024 roku album The Thief Next to Jesus skomponowany jest niemal wyłącznie z sampli gospelowych. Ma być rozmyśleniem na temat kryzysu wiary wśród czarnych Amerykanów, w konfrontacji w rasizmem oraz biedą. Ka uważa, że religia zawiodła jego siostry i braci, usprawiedliwiając akty przemocy czy terroru, wspierając niewolnictwo, jednocześnie oferując wiarę jako jedyną możliwą ucieczkę. Wplata własne przeżycia, własną traumę pomiędzy wydarzenia historyczne i dorzuca kontekst biblijny, porównując się do łotra wiszącego na krzyżu obok Jezusa. Ka dotyka również stylu życia promowanego przez główny nurt muzyki hip-hopowej – materializmu, narkotyków, przemocy i seksualizacji. Naciska na wspólne, społeczne działanie, wskazuje, że najgłośniej modląca się grupa społeczna często znajduje się na dnie klasowym.

Wielokrotnie powtarzają się frazy o cierpieniu i codziennym trudzie, Ka jasno przedstawia siebie oraz resztę czarnej Ameryki jako ocalałych z życia. Podobnie jak na poprzednich albumach – rapowane przez niego wersy uderzają niezwykle mocno, zostają w głowie i wręcz wymuszają na uważnym słuchaczu refleksję. Dlatego właśnie Ka jest jednym z największych poetów XXI wieku – i piszę to z pełną odpowiedzialnością. O ile odpowiednio wykorzystany gospel odgrywa najważniejszą sonicznie rolę na The Thief Next to Jesus, to charakterologicznie bliżej jest temu albumowi do bluesa. Dźwiękowe elementy tego gatunku pojawiają się również w utworach Borrowed Time, Broken Rose Window i Soul and Spirit. Sam gospel zresztą nie brzmi na tym albumie zbyt radośnie. The Thief Next to Jesus nie jest radosnym chwaleniem Pana, raczej lamentem nad jego złowrogą obecnością – czasami poddawaniem jej w wątpliwość podczas trudnych życiowych chwil.

Łatwo jest wpaść w pułapkę ogłaszania ostatniego albumu przed śmiercią jakimś finalnym przesłaniem, najważniejszym dziełem danego artysty, które powinno być analizowane przez kolejne generacje jako niemalże pozagrobowa komunikacja ze słuchaczami. Prawda jest taka, że każda płyta Ka mogłaby być odebrana w ten sposób, ponieważ każda zawiera ponadczasową myśl, każda jest godna zgłębienia, na każdej pozostawił on swoją krew, swoje emocje, swój ból. Przy każdym albumie czuje się poświęcony czas, ogrom energii, kłębiące się po głowie, szukające wyjścia myśli. A jednak okoliczności wydania płyty, tematyka wiary i chrześcijaństwa – wszystko to sprawia, że trudno nie skłonić się ku zaufaniu tajemniczej magii twórcy, szczególnie gdy w utworze Collection Plate padają słowa: „if I die today, I wouldn't care”. Alchemist określił go w pożegnalnym poście „prorokiem nauczającym z góry, z kamienną tablicą w rękach”. Hip-hop poniósł kolejną ogromną stratę. I chociaż takich rzeczy nie należy stopniować – ten brak będzie szczególnie odczuwalny. R.I.P. Ka.

Adam Tkaczyk

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO