Felieton Słowo

Down the Backstreets: Nowe arcydzieło na starym płótnie

Obrazek tytułowy

Elzhi – Elmatic

The JAE.B Group, 2011

Nie tylko nie jestem fanem banalnych „tribjutów” i przeróbek nieśmiertelnych klasyków, ale wręcz jestem ich przeciwnikiem. To tani ruch marketingowy, a także, w mojej opinii, często policzek dla artystów, którym ma być składany hołd. Na ogół autorzy owych wyrazów uznania nie mają nawet promila talentu i możliwości, by chociaż musnąć poziom artystyczny osiągnięty na oryginalnych nagraniach. Od czasu do czasu pojawiają się jednak projekty, które stanowią wyjątek od powyższej, mocno zresztą subiektywnej zasady. Moim zdecydowanie ulubionym jest Elmatic – czyli przeróbka legendarnego debiutanckiego albumu Nasa, zatytułowanego Illmatic. Jej autorem jest genialny raper Elzhi, a akompaniuje mu zespół Will Sessions.

Z dwóch powodów potencjał Elmatica był już w fazie produkcyjnej większy niż w przypadku przeciętnych albumów tego typu – i nie mam tu na myśli jedynie talentu muzyków. Mianowicie: Elzhi od początku stawia swoje własne przeżycia jako fundament tekstów. Nie ogranicza się on do np. banalnej podmianki Nowego Jorku Nasa na jego rodzime Detroit, ale dokłada swoje do koncepcji utworów, sequencingu, nie unika usunięcia nielubianego kawałka oraz dodania całkiem nowych elementów muzycznych i wokalnych. Illmatic to arcydzieło, z którym nie można konkurować. Ale za to można użyć go jako fundamentu pod własną, całkiem nową opowieść.

Podobnie rzecz ma się z warstwą muzyczną. Will Sessions używają tych samych idei i nut, ale dostosowują je do własnych potrzeb, kreatywnych improwizacji, pomysłów – jak to często robi się podczas występów na żywo. Dostajemy kilka momentów hojnie wzbogacających „bazę”. Instrumentalne przejście między Represent a Life’s a Bitch, piękny śpiew Stokleya Williamsa na zakończenie Life’s a Bitch (na marginesie: wykonuje Yearning for Your Love The Gap Bandu, czyli piosenkę wysamplowaną w oryginale Nasa), nowe zakończenie One Love… Poza najbardziej oczywistymi dodatkami, Will Sessions bardzo delikatnie przyprawiają bity z Illmatic, odgrywając je na potrzeby tego projektu. Tu dodatkowa nutka, tam bardziej wibrujący basik, a jeszcze gdzieś organiczne pianino zamiast syntetycznych klawiszy. Te wszystkie smaczki wyciskają z Illmatica całkiem nową esencję i składają się w album, który pozwala drugi raz w życiu odkrywać ponadczasową magię debiutanckiego albumu Nasa.

Stawiam sprawę jasno: Elzhi jest rapowym geniuszem. Metafory, panczlajny, koncepty, zabawy słowem, historie, nawarstwienie rymów – lirycznie potrafi wszystko. Ze świecą szukać jego nie tyle słabej, ile nieimponującej zwrotki. Zazwyczaj rapuje z raczej umiarkowaną ekspresją, chociaż na Elmaticu nieco bardziej energicznie, wykorzystując na ogół całą przestrzeń taktów – od werbla do werbla. Pod względem umiejętności może stać obok każdego rapera w historii gatunku. Nie osiągnął jednak dużej popularności – być może ze względu na niecharakterystyczny głos, być może celowo – nie szukając hitów, nie pchając się na afisze, czując się komfortowo w małych klubach dla hip-hopowych zapaleńców. Odnoszę wrażenie, że pomimo kilku bardziej „widocznych” gościnnych zwrotek w ostatnich latach, nadal określenie go jako „najlepiej skrywanego sekretu hip-hopu” pozostaje aktualne. Jedynym gościem na Illmaticu był AZ – wykorzystał on swoją szansę i sieknął zwrotkę, którą do dzisiaj miłośnicy rapu znają na pamięć, pomimo skomplikowania językowego. Tutaj miejsce w Life’s a Bitch zajmuje zdecydowanie niedebiutant – Royce da 5’9”. Jego zwrotka może nie osiąga takich kosmicznych poziomów lirycznych (co nie znaczy, że jest słaba!), ale niepodważalna charyzma, pewność siebie i świetny, zdecydowany głos wystarczą, by ten moment albumu był miłą odskocznią od rapu Elzhi’a.

Rapowe głowy znają Illmatica na pamięć i pomimo upływu 28 lat od premiery – co roku zachwycają się nim na nowo przy okazji rocznicy wydania. Tym niemniej – najczęściej nie znajdą już w nim nic zaskakującego. Słuchanie Elmatica to jeden z tych cennych, nielicznych momentów, gdy można odnaleźć całkiem nową jakość, zachwycającą świeżość w teoretycznie doskonale znanych dźwiękach. Hipotetycznie można zapytać: Gdyby Illmatic nigdy się nie ukazał i Elmatic istniałby jako całkiem oddzielny twór – czy znalazłby się na szczytach rankingów wszechczasów, tak jak album Nasa? Moim zdaniem na pewno nie. Legenda Illmatica to również ogromne oczekiwania, podkręcane przez promocję wielkiej wytwórni: Columbii Records. Opóźniono premierę, a następnie przyspieszono ją ze względu na krążące po Nowym Jorku bootlegi.

Illmatic to jeden z pierwszych rapowych, mainstreamowych albumów z takim gwiazdozbiorem producentów: DJ Premier, Q-Tip, Large Professor, Pete Rock, L.E.S. Nas był gwiazdą gatunku i najbardziej wyczekiwanym debiutem, czego zdecydowanie nie można powiedzieć o Elzhi’u. Dzisiaj również jest on postacią raczej anonimową dla ludzi spoza środowiska rapowego, ale uwielbianą przez koneserów.

Adam Tkaczyk

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO