Słowo

Jerzy Małek Quartet: ''Tribute To Miles''

Obrazek tytułowy

Formacja Jerzego Małka istnieje od 1998 roku, kiedy to po raz pierwszy Małek zaprezentował się jako kompozytor i lider kwintetu, zdobywając pierwsze miejsce na festiwalach "Jazz Juniors" i "Pomorskiej Jesieni Jazzowej" (1999) oraz debiutując płytą By Five dwa lata później. W ciągu kolejnych lat działalności zespołu, niejednokrotnie zmieniał się jego skład, a następne projekty trębacza były kolejno: sekstetem, kwintetem z gościnnym udziałem Przemka Dyakowskiego, septetem (album Spirit Of The Time, 2005) oraz kilkunastoosobową formacją, która pod szyldem Jerzy Małek Group feat.

Mika Urbaniak opublikowała zaskakujący krążek Bop Beat (2006). W roku ubiegłym światło dzienne ujrzał z kolei album Future In Past, a najnowszą propozycją Muzyka jest płyta: Air, nagrana w kwartecie, w którego skład wszedł m.in.doskonały pianista Marcin Wasilewski - mający za sobą długoletnią współpracę z Tomaszem Stańko oraz płytę z własnym triem nagraną dla renomowanej wytwórni ECM.

altTwórczość Jerzego Małka sklasyfikować można jako nowoczesny jazz, któremu nieobce są wędrówki w strefę free jazzu, oparty jednak na swingu i odwołujący się niejednokrotnie do tradycji be bopu. Od wielu lat oprócz własnych projektów, Trębacz współpracuje też z najwybitniejszymi ikonami polskiej muzyki jazzowej, jak: Wojtek Karolak, Michał Urbaniak, Zbigniew Namysłowski, Janusz Muniak, Tomasz Szukalski, Zbigniew Wegehaupt, Andrzej Jagodziński czy Jarek Śmietana.

Koncert, jaki odbył się w poznańskim klubie Blue Note 28 września, był koncertem szczególnym. Tego dnia bowiem przypadła okrągła, dwudziesta rocznica śmierci Milesa Davisa - mistrza instrumentu, za pomocą którego Jerzy Małek wyraża się w muzyce od początku kariery. Myślę, iż żaden ze współczesnych jazzmanów na świecie nie byłby w stanie wyprzeć się Davisa jako Muzyka będącego w mniejszym lub większym stopniu inspiracją. Nie próbuje tego robić też Jerzy Małek, i choć w jego twórczości odnajdziemy niejednokrotnie echa nawiązań do Milesa, to muzyka Małka przynosi przede wszystkim własne, indywidualne spojrzenie na współczesny jazz.

Koncert w Poznaniu odbył się w ramach promocji najnowszej płyty kwartetu Małka zatytulowanej Air, jednak ze względu na przypadającą tego dnia rocznicę, zatytułowano go "Tribute To Miles", dedykując tym samym recital pamięci Davisa. Nie mogło więc obyć się podczas występu bez sięgnięcia po kompozycje z przebogatego dorobku Legendy Jazzu - muzycy z wielkim temperamentem wykonali jeden ze sztandarowych utworów Davisa: "All Blues".

Podczas całego, tradycyjnie podzielonego na dwie części, koncertu w Blue Note mogliśmy podziwiać też niezwykłą wirtuozerię wspaniałego pianisty Marcina Wasilewskiego, który niejednokrotnie skupiał na sobie główną uwagę słuchaczy, stając się równiważną, co lider, postacią występu.

Koncert był doskonałym przykładem niezwykłej wręcz komunikatywności jazzu, który dzięki takim właśnie twórcom jak Jerzy Małek przestaje być muzyką uważaną za elitarną i niesłusznie odrzucaną przez tzw. szeroką publiczność.

Podczas koncertu kwartet wykonał cały materiał z najnowszej płyty Air, ale także starsze kompozycje Małka ,jak choćby zagrany na bis "Street Dance" sprzed dwóch lat.
Zespół wystąpił w składzie: Jerzy Małek (trąbki), Marcin Wasilewski (fortepian), Max Mucha (kontrabas) i Michał Miśkiewicz (perkusja), a patronat medialny nad koncertem objęło RadioJAZZ.FM

W przerwie koncertu udało mi się porozmawiać z liderem kwartetu.

- Leszek Możdżer powiedział o muzyce Komedy, iż ma ją w krwiobiegu. Czy podobnie jest z Tobą i Milesem?
- Pewnie mógłbym powiedzieć o Davisie podobnie. Miles jest dla mnie bardzo ważną postacią, bo tak naprawdę, kiedy zaczynałem słuchać jazzu pod koniec liceum, grając na trąbce muzykę poważną, moimi pierwszymi płytami były właśnie płyty Milesa. Miałem je na kasetach (wówczas kupowało się kasety w sklepie w Elblągu). To były dwie kasety: Miles i Miles - pierwsza z nich to Kind Of Blue, a druga Doo Bop (świeża wówczas płyta). Miles jest ze mną od początku. Dziś mam bardzo dużo płyt Milesa w domu: kilkadziesiąt. Nie mam wszystkich, ale słucham bardzo dużo Davisa... Mam taki dziwny tryb słuchania muzyki - miewam napady: słucham i słucham tej muzyki, po czym muszę od niej odpocząć (na przykład przez dwa miesiące non stop czegoś konkretnego słucham). Niedawno właśnie dopadło mnie coś takiego: bodaj przez półtora miesiąca słuchałem płyty Miles In The Sky, po czym musiałem ją odłożyć, gdyż się w pewien sposób nią ''przejadłem'', a więc popadam ze skrajności w skrajność.

Oprócz Davisa mam też wielu, wielu innych muzyków, którzy mnie inspirują bądź inspirowali; na przykład ostatnio mam taką ''wkrętkę'' na Bookera Little. Mam dwie jego świetne płyty. Pierwsza z nich to taki, chyba jego najsłynniejszy album Out Front z Erickiem Dolphy. To jedna z najlepszych płyt jazzowych w ogóle. Świetne zestawienie Dolphy'ego z takim lirycznym Bookerem. Przepiękna sprawa! Druga płyta to jego album z Maxem Roachem Booker Little 4 and Max Roach, gdzie grają m.in. ''Milestones'' i inne świetne bebopowe rzeczy.

- Słuchając, podczas dzisiejszego koncertu, twojej formacji w aktualnym składzie, odnoszę wrażenie iż gracie razem od zawsze...

- Staramy się grać jak najlepiej, a więc miło mi to słyszeć. Jako koledzy, znamy się wszyscy od lat. Z Marcinem (Wasilewskim - przyp. aut.) poznaliśmy się jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Pamiętam, jak jeszcze istniało stare ''Akwarium'', przyjeżdżałem tam na jamy jako młody chłopak z liceum, by zobaczyć jak to wszystko wygląda. Tam właśnie się poznaliśmy. Później Marcin i Michał (Miśkiewicz - przy. aut.) studiowali w Katowicach, następnie przez kilka lat byli w trio z Kurkiewiczem, jako sekcja Stańki i spędzali mnóstwo czasu w trasie, a więc mieliśmy ze sobą mniejszy kontakt ze względu na brak czasu. Natomiast teraz, gdy mają trochę więcej czasu (Stańko ma dziś już inne projekty), bardziej się do siebie muzycznie zbliżylismy. Gram podczas koncertów dużo swoich starszych rzeczy, bluesowo-jazzowych z wcześniejszych płyt. Ostatnio grałem dużo w kwintetach z saksofonem i często zapraszałem zarówno Marcina, jak i Miśkiewicza do swoich własnych projektów koncertowych.... To jednak było takie sporadyczne granie. Nigdy nie ''bawiłem'' się bowiem w organizowanie stałych składów . Dopiero przy pracy nad nową płytą postanowiłem się wziąć i zacząć działać w stałym składzie na wielką skalę (śmiech).

- Od kiedy zaczął krystalizować się pomysł Air?

- Zajęło mi to kilka lat, bo generalnie moje pierwsze płyty takie, jak: Be Five, Gift - wydana prze Not Two Records (ona zresztą ukaże się ponownie w reedycji pod innym tytułem i zmienioną nieco zawartością) - czy inne albumy, jak groovovy Bop Beat, zawierają utwory oscylujące wokół bluesa, jazzu, funky, groove'u... Taka korzenna muzyka. Wynika to z tego, iż zdecydowaną większość utworów zawartych na tych płytach pisałem pod koniec lat dziewięćdziesiątych (koniec liceum, początek studiów), kiedy byłem pod dużym wpływem zarówno jazzu, jak rocka i bluesa. Takiej muzyki wówczas słuchałem i takie utwory mi wówczas ''wychodziły''. Następnie osiedliłem się w Warszawie i zacząłem grywać z takimi muzykami, jak choćby Zbyszek Wegehaupt, Namysłowski... Miałem też okazję grać z takimi postaciami, jak na przykład Maria Schneider, której muzyka jest jakby z trochę ''innej beczki''. Po prostu inspirować zacząłem się również muzykami grającymi nie tylko typowy jazz, co wpłynęło na mój sposób postrzegania muzyki. Poza tym, z biegiem czasu zbliżam się do swoich tzw. ''korzeni'' muzycznych, gdyż generalnie wychowałem się na muzyce europejskiej i to ona wpłynęła na mnie już od dziecka. Nie urodziłem się w Nowym Orleanie, więc nie słuchałem od dziecka marszowej muzyki jazzowej, tylko mam zupełnie inne wrażenia, które pamiętam z dzieciństwa. Byłem na przykład na takich zajęciach rytmicznych, gdzie wykładnikiem byli tacy kompozytorzy, jak Schumann, Chopin - takie rzeczy. To są więc moje pierwsze wrażenia muzyczne z dzieciństwa i myślę, iż to właśnie słyszalne jest w tych nowych utworach opartych na zupełnie innej koncepcji pisania. Natomiast sposób ich grania jest taki, nazwijmy go światowy, w sensie korzystania z wszystkiego. Gramy jazz od wielu lat w różnych składach; są więc tu improwizacje jazzowe, jest blues... Sama forma grania tej muzyki jest bardzo twarda (może momentami nawet free), natomiast jest tu chyba zdecydowanie więcej melodyki, w stosunku do tego, co wcześniej robiłem. Więcej jest melodii, więcej harmonii nie jazzowych, wiele nawet kontekstów etnicznych czerpanych z folkloru europejskiego, jak choćby numer ''Slavs'', który ma taki celtycki rytm i takie groovy: jedna nuta podstawowa, a u góry się odbija... Słucham dziś bardzo różnych rzeczy, totalnie nie jazzowych i myślę że to ''wchodzi'' również do mojej dzisiejszej muzyki.

Robert Ratajczak

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO