Recenzja Top Note

Kamil Piotrowicz Sextet – Popular Music

Obrazek tytułowy

Rcenzja opublikowana w JazzPRESS - grudzień 2016 Autor: Jakub Krukowski

Od obiecującego debiutu płytowego Birth (Hevhetia, 2015) uważnie śledzę twórczość Kamila Piotrowicza. Miałem okazję wysłuchać jego gry przy okazji różnych przedsięwzięć. Podczas występów na żywo, czy to z zespołem Minim Experiment (Dark Matter – For Tune, 2016), z Maciejem Kądzielą na trasie The Taste of the World, czy w polsko-niemieckim projekcie z gitarzystą Attilą Muehlem – za każdym razem wprowadzał do granej muzyki pierwiastek swojej osobowości.

Doświadczenie jakie płynie z tak różnorodnej współpracy oraz podjęte studia w duńskiej RMC (Rhythmic Music Conservatory w Kopenhadze) miały zasadniczy wpływ na przygotowywany materiał.

Mija już rok od premiery nagranej w kwintecie pierwszej płyty. Piotrowicz podkreśla w wywiadach, że był to niezwykle intensywny czas i właśnie potrzeba uchwycenia natłoku tych zdarzeń napędzała go do pracy nad Popular Music. Odrębnym czynnikiem decydującym o charakterze albumu jest sześcioosobowy skład zespołu. Nie należy traktować go jako modyfikacji wcześniejszego kwintetu – jest to osobny projekt, wymyślony na potrzeby innej muzyki. Emil Miszk (trąbka) oraz Piotr Chęcki (saksofon tenorowy) to jedyni muzycy, z którymi lider (fortepian, kompozycje) pracował przy poprzedniej płycie. Nowym elementem jest dźwięk altowego i sopranowego saksofonu Kuby Więcka, sekcję rytmiczną tworzą zaś Krzysztof Szmańda (perkusja) i Andrzej Święs (kontrabas). Interesujące okazało się spotkanie z tymi ostatnimi. Płyta III Druglum zespołu Soundcheck, była szczególnie istotna dla kompozytora na począt- ku przygody z jazzem. Dla mnie absolutną „perełką” jest gra Więcka. Jego liryczne partie doskonale pasują do nostalgicznej atmosfery płyty, są przy tym na tyle subtelne, że nie ograniczają innych solistów. Popular Music zaskakuje ilością poruszonych wątków. Sam tytuł skłania do przemyśleń, bo co tak naprawdę znaczy „popularność”? Jest to oczywiście prowokacja au- tora, płyta nie jest łatwa w odbiorze – utwory mają różną długość i zmienne tempo, w nazwach mamy sporo niedomówień, a na okładce nie podano tytułu i oznaczenia zespołu. Tytułowa kompozycja, mimo umieszczenia jej w środku płyty, nie jest bynajmniej osią, na której opiera się cały materiał, to wręcz zaprzeczenie estetyki autora – „Nie lubię tego utworu. Nie lubię monotonii muzyki popularnej” – przyznał Kamil Piotrowicz w rozmowie w RadioJAZZ.FM. Utwór faktycznie skonstruowany jest jak rozrywkowa piosenka, ma chwytliwy powtarzający się motyw oraz jednostajny rytm. Początkowe cztery kompozycje wyraźnie z nim kontrastują.

Album otwiera Idealism, żwawa melodia ma w sobie energię z Birth w pewnym sensie symbolicznie łączy obie płyty. Kolejne utwory to już nieco inne oblicze Kamila Piotrowicza, bardziej awangardowe, chwilami niepokojące, ciągle jednak bardzo osobiste i emocjonalne. Czwarta Hypodermia No. II to w mojej ocenie najlepsza kompozycja na Popular Music. Jej wartość w dużej mierze wynika z przemyślanego umiejscowienia na płycie – poprzedzające utwory wprowadzają specyficzny nastrój, a następująca po niej, tytułowa Popular Music, gwałtownie go przerywa.

Drugą część rozpoczyna Matnia, nie tylko tytułem nawiązująca do twórczości Krzysztofa Komedy. Wielu artystów przyznając się do inspiracji legendarnym pianistą, nie potrafi w pełni skorzystać z jego spuścizny. W przypadku Piotrowicza wpływ ten (do którego przyznaje się w wywiadach) ma o wiele bardziej inspirujący wymiar, co słychać zwłaszcza w Forgotten Land. Pomiędzy dwiema ostatnimi kompozycjami autor wplótł krótki przerywnik oznaczony jako bonus track o nazwie Facebook. To kolejny kontrastujący z całością motyw, zainspirowany codziennym, szybkim życiem. Tak jak media społecznościowe, robi dużo zamieszania i szybko się kończy.

Po entuzjastycznie przyjętym debiucie, nagranie drugiej płyty często staje się poważnym problemem dla młodych muzyków. Nie jest to jednak przypadek Kamila Piotrowicza. Niesamowity progres jaki osiągnął w ostatnim roku, udowadnia, że określenie „obiecujący artysta”, to już za mało. Ciągle odczuwa jednak potrzebę doskonalenia. We wspomnianej rozmowie w RadioJAZZ.FM bardzo wzbraniał się przed oceną swojej kariery, uznając, że każdy przejaw zainteresowania jego osobą (nagrody w konkursach, koncert transmitowany przez Polskie Radio, obecność w mediach) jest tylko kolejnym etapem w rozwoju. Bez wątpienia to jeden z najlepszych kompozytorów młodego pokolenia, do tego prowadzący chyba najciekawszy zespół na polskiej scenie jazzowej.

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO