Kanon Jazzu

Free Jazz: A Collective Improvisation By The Ornette Coleman Double Quartet – Ornette Coleman

Obrazek tytułowy

Jeśli nie liczyć niezauważonych w zasadzie w swoim czasie płyt „Something Else!!!” i „Tomorrow Is A Question!” wydanych przez Contemporary, album „Free Jazz” jest czwartą płytą w dyskografii Ornette Colemana. Już jego debiut, opisywany dawno temu w Kanonie Jazzu album o znamiennym tytule „The Shape Of Jazz To Come” był dla jazzowego środowiska szokiem. Szokiem tym większym, że album powstał w najlepszym dla jazzowego mainstreamu okresie – magicznym roku 1959. Był swoistym skandalem i zapowiadał radykalne zmiany. Niektórzy uważali, że był zwyczajnie oszustwem. Po latach krytycy będą pisać zarówno o „The Shape Of Jazz To Come:, jak i o „Free Jazz”, którego postępowość będzie powszechnie porównywana do „Ascension” Johna Coltrane’a, że Ornette Coleman i John Coltrane nie potrafili jeszcze wtedy uwolnić się od zakorzenionego niezwykle mocno w jazzowej tradycji schematu temat – solówki… Istotnie, od 1959 roku termin free jazz z pewnością zmieniał swoje znaczenie.

Album „Free Jazz” został zarejestrowany w grudniu 1960 roku. Pierwsze kilka miesięcy tego roku kwartet grającego wtedy na słynnym już plastikowym saksofonie Grafton spędził w nowojorskim klubie Five Spot. W czasie tej długiej, nawet jak na ówczesne warunki rezydentury przez klub przewinęli się wszyscy znaczący krytycy i jazzowe gwiazdy. Większość uważała, że Ornette Coleman posunął się za daleko. A to był tylko jeden kwartet. Czy zatem „Free Jazz” powstał na przekór wszystkim? To tylko taka luźna hipoteza, jednak całość składa się w dość logiczną całość. Krytycy pisali o występach kwartetu Ornette Colemana nie tylko, że posunął się za daleko, ale również, że prawdopodobnie jest muzycznym oszustem, który nie ma nic do zaproponowania. Jedynie Nat Hentoff bronił Colemana usiłując w swoich dłuższych tekstach przeanalizować logikę rozwoju uwolnionej od klasycznej bluesowej formuły jazzowej kompozycji. Po latach obszerny krytyczny komentarz napisany w większości wiosną 1961 roku przez tego wybitnego krytyka komentarz ukaże się w poprawionym wydaniu jego książki „The Jazz Life”.

W 1960 roku Roy Eldridge pisał, że słuchał występów w Five Spot na trzeźwo i pod wpływem, próbując zrozumieć zagrał z Ornette Colemanem kilka setów i ciągle nie nadąża. Paul Chambers otwarcie, choć z odrobiną życzliwości mówił, że nie rozumie. Życzliwy awangardzie człowiek, który w najtrudniejszych czasach dawał pracę Theloniousowi Monkowi i Dizzy Gillespiemu, kiedy ich również nikt nie rozumiał, stwierdził dyplomatycznie, że Ornette Coleman potrzebuje jeszcze dużo czasu i musi muzycznie dojrzeć. To coś w rodzaju „Zadzwonimy do Pana…”, choć nie mamy numeru…

Red Garland był bardziej radykalny – w jednym z wywiadów uznał Ornette Colemana za muzycznego oszusta i dziwił się, że udało mu się zwieść nawet tak wybitnego muzyka jak John Lewis. Zapewne miał na myśli fakt zaproszenia przez Johna Lewisa Ornette Colemana do nagrania albumu „John Lewis Presents Contemporary Music: Jazz Abstractions - Compositions By Gunther Schuller & Jim Hall” i kilku koncertów, które towarzyszyły temu wydarzeniu.

Miles Davis na przekór wszystkim twierdził, że lubi to co robi Ornette Coleman, bo nikogo nie kopiuje. Ciekawe czy rozmawiał o tym z Redem Garlandem? Co bardziej przychylni uważali, że Ornette Coleman nie gra jazzu, tylko po prostu jakiś inny, wcześniej nieznany rodzaj muzyki. Mieli rację. Wielu do dziś uważa, że Ornette Coleman należy do nielicznego grona tych, którzy przez całe życie pozostali na swojej własnej planecie. Fajnie być w takim towarzystwie – Thelonious Monk, Ornette Coleman, Miles Davis w latach siedemdziesiątych, Jaco Pastorius, Cecil Taylor. I to chyba tyle.

W efekcie tych wszystkich dyskusji, wielu chciało sprawdzić kto tak właściwie ma rację, przychodząc do Five Spot i kupując płyty. „The Shape Of Jazz To Come” osiągnęło w 1960 roku nakład ponad trzykrotnie wyższy od innych znanych jazzowych albumów wydanych przez Atlantic w tym okresie.

Wtedy właśnie Ornette Coleman podwoił stawkę i zaprosił do współpracy kolejnych muzyków tworząc podwójny kwartet. Rozmontował system i na zawsze został najbardziej niepokornym wśród muzyków jazzowych. Reszty musicie posłuchać i zdecydować, czy jesteście tego samego zdania, co Miles Davis, czy zgadzacie się w Redem Garlandem.

Ja do wczesnego Ornette Colemana przekonywałem się długo. Kilka miesięcy temu postanowiłem spróbować po raz kolejny. Kupiłem w okazyjnej cenie wszystkie nagrania Ornette Colemana dla wytwórni Atlantic – 6 płytowy box „Beauty Is A Rare Thing: The Complete Atlantic Recordings” zawierający również „Free Jazz”. To ponad 6 godzin niezwykle intensywnej i angażującej muzyki. Wysłuchałem wszystkich płyt w zasadzie jednego dnia. To było niezwykle intensywne przeżycie.

RadioJAZZ.FM poleca!
Rafał Garszczyński
Rafal[malpa]radiojazz.fm

  1. Free Jazz
  2. First Take

Ornette Coleman – Free Jazz: A Collective Improvisation By The Ornette Coleman Double Quartet

Format: CD, Wytwórnia: Atlantic / Warner, Numer: 075678134722

Ornette Coleman – as, Freddie Hubbard – tp, Don Cherry – tp, Eric Dolphy – cl, Charlie Haden – b, Scott LaFaro – b, Ed Blackwell – dr, Billy Higgins – dr.

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO